Dzień rozpoczęliśmy od ostatniego porannego safari w parku Etosha. Pojechaliśmy do kilku oczek wodnych, gdzie podglądaliśmy różne zwierzęta. Widzieliśmy też dzisiaj znów nosorożce. Czas na pobyt w parku wykorzystaliśmy prawie do ostatniej minuty, bo tuż przed wyjazdem udało nam się dostrzec leżące pod drzewem trzy gepardy. Niestety były dość daleko i nie widzieliśmy ich wyraźnie, ale i tak byliśmy szczęśliwi, bo nie każdy ma szczęście je zobaczyć będąc w na safari.
Po wyjeździe za bramę parku skierowaliśmy się w stronę miasta Tsumeb. Mieliśmy do przejechania około 100 kilometrów. Mniej więcej w połowie drogi okazało się, że w jednym z naszych samochodów zostało benzyny tylko na około 20 kilometrów, a w drugim na około 50. Tylko nasz samochód miał wystarczającą ilość benzyny żeby spokojnie dojechać do najbliższej stacji. Wzięliśmy więc kilka pustych plastikowych butelek po wodzie i pojechaliśmy na stację po benzynę. Pierwszy samochód czekał na nas na przydrożnym parkingu, a drugi powoli jechał do miasta. Cała akcja zakończyła się pozytywnie i mogliśmy jechać dalej w kierunku Płaskowyżu Waterberg.
Ale zanim do niego dojechaliśmy, to mieliśmy na dzisiaj zaplanowaną jeszcze jedną atrakcję. Była nią wizyta w miejscu upadku meteorytu Hoba. Jest on największym znanym współcześnie meteorytem. Można go zobaczyć na północy Namibii, około 25 km od miejscowości Grootfontein. Swoją nazwę zawdzięcza farmie Hoba West, na której się znajduje. Jego odkrycie było przypadkowe: pewnego dnia farmer, orząc ziemię, natknął się na przeszkodę. Po jej zbadaniu przez Jacobusa Hermanusa Britsa w 1920 roku ustalono, iż jest to meteoryt. Od 1955 roku miejsce jego znalezienia uznano za pomnik narodowy i zaczęto je chronić, by turyści nie odłupywali jego kawałków na pamiątkę. Wbrew pozorom było to (i wciąż jest) całkiem realne zagrożenie dla tego przybysza z kosmosu! Skład meteorytu Hoba to: 82% żelaza, 16% niklu, 0,8% kobaltu wraz z domieszkami innych metali. Ze swą wagą ponad 60 ton jest największym kawałkiem żelaza rodzimego znajdującym się na Ziemi. Nie wiadomo kiedy dokładnie przybył na Ziemię. Naukowcy szacują iż było to jakieś 80 tysięcy lat temu. Spłaszczony, nietypowy kształt sugeruje, iż prawdopodobnie meteoryt ten odbijał się kilkakrotnie od atmosfery naszej planety (niczym kamyk puszczony po wodzie), dzięki czemu wytracał swą prędkość. Zapewne dlatego też nie rozpadł się na drobne kawałki, przekraczając atmosferę i nie zagłębił się w ziemi tworząc krater (jak miało to miejsce w przypadku innych znalezionych meteorytów), lecz był schowany stosunkowo płytko. Obecnie miejsce gdzie leży meteoryt jest dobrze zagospodarowane, ogrodzone i udostępnione do zwiedzania. Warto także wejść na meteoryt i powiedzieć coś na głos – można poczuć wtedy jak całe ciało rezonuje od ton metalu znajdującego się pod sobą!
Spod meteorytu zostało nam już niewiele drogi do Płaskowyżu Waterberg. Jest to rozległy płaskowyż zbudowany z czerwonego piaskowca, położony na wysokości 1800 m n.p.m. i wznoszący się na wysokość około 200 metrów nad otaczającą go równinę. Najstarsze warstwy skał są datowane na 850 milionów lat, a 200 milionów lat temu zostawiły tu swoje ślady dinozaury. Waterberg ma 50 km długości i 16 km szerokości. Park zajmuje 405 km² powierzchni i jest jedynym górskim parkiem Namibii. Jest to jedno z nielicznych miejsc w Namibii, gdzie teren jest bardziej pagórkowaty niż płaski. Jest oazą dla dzikich zwierząt. Szacuje się, że na terenie parku żyje ponad 200 gatunków ptaków, 30 ssaków i 20 węży. Obszar ten chroni różnorodne gatunki, w tym nosorożce czarne i białe, lwy, żyrafy, bawoły i wiele innych. Park Narodowy Waterberg Plateau utworzono w roku 1972. Jest miejscem, w którym przeprowadza się projekty ochrony i restytucji zwierząt, w tym nosorożców białych. Park oferuje wiele szlaków turystycznych, na których można spacerować z przewodnikiem i obserwować dziką przyrodę. Płaskowyż Waterberg jest również miejscem historycznym. W 1904 roku miała tu miejsce bitwa podczas powstania Herero przeciwko niemieckiej kolonialnej władzy, co miało istotny wpływ na historię Namibii.
Po drodze krajobraz zmienił się z buszu na bardziej sawannowy. Droga do Waterbergu była bardzo malownicza. To idealne miejsce na zrobienie zdjęcia czerwonej, laterytowej ziemi. Co jakiś czas musieliśmy zatrzymywać się, żeby otwierać bramy, które zamykane są po to, żeby nie przechodziły przez nie zwierzęta. Ostatnią z bram otworzył nam strażnik – to był znak, że wjechaliśmy już na teren Parku Narodowego. Na camping pod Waterbergiem dojechaliśmy przed zachodem słońca, który dzisiaj był znów wyjątkowo piękny. Po rozłożeniu namiotów i zjedzeniu ciepłej kolacji zasiedliśmy do wieczornych rozmów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz