czwartek, 2 listopada 2023

Namibia - dzień 9 - Wioska plemienia Himba, rafting po rzece Kunene i Wodospady Epupa









Kolejny dzień pełen wrażeń. Po śniadaniu pojechaliśmy z lokalnym przewodnikiem do jednej z wiosek plemienia Himba. W dorzeczu Kunene od niepamiętnych czasów mieszka bardzo barwna społeczność plemienna nazywana Ovahimba. Lud Himba to tradycyjna grupa etniczna zamieszkująca przede wszystkim północno-zachodnią część Namibii, w okolicach wodospadów Epupa oraz obszarów przyległych. Himba to ludność o unikalnej kulturze, stylu życia i wyjątkowym sposobie ubierania się, co przyciąga uwagę zarówno mieszkańców Namibii, jak i turystów z całego świata. Himba żyją na terenach pustynnych i półpustynnych, gdzie warunki są trudne do uprawy roli. Głównym źródłem utrzymania dla tego ludu jest hodowla bydła, zwłaszcza krów i kóz. Bydło odgrywa kluczową rolę w ich kulturze i gospodarstwach domowych. Społeczność Himba skupia się w klanach. Każdy klan ma własne tradycje, historię i zwyczaje. Klan jest zorganizowany wokół głowy rodziny lub wodza klanu. Himba są znani z charakterystycznych fryzur i ozdób ciała. Kobiety noszą długie, czerwone suknie zwanie otjize, które są wykonywane z oleju, tłuczonego kamienia i czerwonej gliny z domieszką ochry. Ta czerwona pasta jest również używana do malowania ciał i włosów, co nadaje im charakterystyczny kolor i dzięki której ich skóra do późnej starości jest bardzo gładka. Mężczyźni noszą mniej ozdób i ubierają się skromniej. Himba praktykują tradycyjne wierzenia i kult przodków. Wierzą w duchy i przywiązują dużą wagę do ceremonii związanych z rytuałami przejścia oraz kontaktowaniem się z duchami przodków.

Jeśli obóz Himba jest zamieszkiwany przez dłuższy czas (parę miesięcy) to kobiety budują niewielkie okrągłe szałasy z patyków i gliny wymieszanej z odchodami zwierząt oraz trawy w których śpią z najmłodszymi dziećmi. Mężczyźni z reguły śpią na zewnątrz, w przygotowanym miejscu (odgarnięte kamienie, koc) pod gołym niebem. Każdej rodzinie towarzyszy stado kóz, czasem młodych cielaków (krowy pasą się samopas). Miejscem szczególnym jest ogień palący się przed wejściem do chaty kobiety, która jest pierwszą żoną mężczyzny. Spalają niemal wyłącznie ciemne i twarde drewno drzewa Mopane. Ogień potrafi palić się całą noc i dzień i ma wymiar duchowy. Życie w obozie jest dość proste: dzieci do około 10 roku życia raczej zostają przy matkach i zajmują się zabawą lub drobnymi pracami domowymi. Starsi chłopcy wypasają kozy i resztę trzody. Około godziny 11 wszyscy ściągają do cienia, gdzie przesypiają lub przegadują całe popołudnie. Po 15 wracają do pracy.

Po zwiedzeniu wioski pojechaliśmy do tutejszej szkoły. Oglądaliśmy jak uczą się tutejsze dzieci. Byliśmy w kilku klasach na lekcjach, zobaczyliśmy jak wygląda szkolna kuchnia i stołówka, a także jak mieszkają dzieci, bo te które uczą się w szkole zostają w niej na noc. W szkole nie ma prądu, więc kuchenne produkty spożywane są zazwyczaj na bieżąco, szczególnie te, które mogą się szybko zepsuć, a posiłki przygotowuje się w dużych kociołkach, na zwykłym palenisku. Dzieci wracają do swoich domów jedynie w weekendy i na wakacje. W ciągu tygodnia śpią w specjalnych salach z piętrowymi łóżkami. Ale nie każde dziecko ma swoje łóżko. Łóżek jest po prostu za mało i część dzieci śpi... na podłodze.  Ponadto nie wszystkie dzieci uczą się w szkole. Jeżeli jakaś matka z plemienia Himba ma dużo dzieci, to zazwyczaj do szkoły wysyła tylko kilka z nich. A jak wybiera, które akurat mają iść do szkoły? Po prostu do szkoły idą te, które wykazują się większym sprytem i ciekawością.

Po powrocie z wioski mieliśmy chwilę odpoczynku, a potem pojechaliśmy na rafting po rzece Kunene. Najpierw musieliśmy dojść kilkaset metrów pieszo, do bazy firmy raftingowej, następnie przejechaliśmy samochodami kilka kilometrów w górę rzeki, na miejsce startu, po czym w końcu rozpoczęliśmy spływ.

A na spływie, jak to zazwyczaj na spływie, rozpoczęliśmy to od wodnej bitwy pomiędzy pontonami. W chwilę byliśmy już cali mokrzy, ale przy takim upale, tak naprawdę każdy chciał być mokry. W kilku miejscach podczas spływu musieliśmy pokonywać bystrza. Widzieliśmy też kilka kajmanów. Mieliśmy również jeden postój na trasie. Postój ten był... w Angoli. Ponieważ na kilkuset kilometrach Kunene jest rzeką graniczną między Namibią a Angolą, która specjalnie nie jest jakoś bardzo strzeżona, to mogliśmy bez problemu wysiąść na krótki odpoczynek po angolskiej stronie rzeki.

Po powrocie na camping wsiedliśmy do samochodów i pojechaliśmy na chwilę na dwa punkty widokowe na Wodospady Epupa. Jeden z nich był poniżej wodospadów i prowadziła do niego fatalna droga, w dodatku końcówka była stromo w dół i już podczas zjazdu zastanawiałem się jak damy radę podjechać do góry z powrotem. Na szczęście jeden chłopak z naszej grupy powiedział mi, że nasze samochody mają taką specjalną funkcję, którą przełącza się w takich przypadkach (czyli reduktor) i bez problemu można wtedy podjechać pod najgorsze wzniesienie. To naprawdę jest fajna zabawa prowadzić samochód w takich warunkach. Normalnie chyba bym usiadł i się załamał, a tak mogłem sobie spokojnie podjechać pod każdą górę. Człowiek całe życie się uczy...

Dojazd do drugiego punktu widokowego był o wiele lepszy. Tym razem mogliśmy spojrzeć na całe wodospady z góry. Są one ogromne i ciągną się na długości kilkuset metrów. Teraz mamy końcówkę pory suchej, więc wody jest dosyć mało, ale w porze deszczowej widok musi być jeszcze bardziej spektakularny. A po powrocie na camping zamówiliśmy sobie danie z mięsem z kozy. A po jedzeniu poszedłem sobie na godzinny masaż oraz na basen. Jutro jedziemy na farmę gepardów!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Poleski Park Narodowy - niedziela