niedziela, 24 lipca 2016

Islandia - dzień 10

Poranek bez deszczu! Zwinęliśmy się spokojnie na sucho i ruszyliśmy w drogę. Najpierw cofnęliśmy się trochę żeby zobaczyć największe w Europie źródło termalne Deildartunguhver. Znajduje się ono w okolicy wsi Reykholtsdalur. W ciągu sekundy wypływa z niego około 180 litrów wody o temperaturze około 100 stopni Celcjusza.

Następnie pojechaliśmy nad wodospady Hraunfossar i Barnafoss. Aby oddać ich piękno znów posłużę się trafnym ich opisem ze strony icelandnews.is: „Na skraju starego brzozowego lasu Húsafell, u źródeł biorącej swój bieg z topniejącego lodowca Eiriksjökull rzeki Hvítá , znajdują się dwa szczególne wodospady – Hraunfossar i Barnafoss. Malownicza okolica i liczne atrakcje sprawiają, że miejsce to jest chętnie odwiedzane nie tylko przez zagranicznych turystów, ale i samych Islandczyków.

Hraunfossar nazywany także Girðingar to ponad sto miniaturowych wodospadów. Ciąg kaskad i strumyków tryskających wprost ze skał wąwozu, spływa po jego zboczu na długości ponad siedmiuset metrów do rzeki Hvítá. Woda ta nie pochodzi jednak z żadnego podziemnego źródła, ale z tej samej „białej rzeki”. Przedostaje się ona z jej wyższych partii wsiąkając i przesączając się przez porowatą strukturę tysiącletniego pola lawy Hallmundarhraun, dzięki czemu zachowuje tę samą temperaturę 3,5°C i stały przepływ 5 m³/s. Dlatego też Hraunfossar nigdy nie zamarza i można podziwiać go bez względu na porę roku.

Kilkadziesiąt metrów powyżej Hraunfossar znajduje się wodospad Barnafoss, którego nazwa związana jest z pewną ponurą historią z przed wielu lat…

Dawno temu, w położonym w pobliżu wodospadu gospodarstwie Hraunsás miała mieszkać wdowa z dwójką dorastających chłopców. Pewnej wigilii świąt Bożego Narodzenia kobieta ta, wraz z dorosłymi mieszkańcami Hraunsás, udała się na pasterkę do kościoła w Gilsbakki. Noc była jasna i spokojna, i jako że powrót matki przedłużał się, zniecierpliwione dzieci zdecydowały się wyjść jej na przeciw. Gdy kobieta wróciła dom stał pusty. Po jej synach pozostały tylko odciśnięte w głębokim śniegu ślady, które wiodły w kierunku rzeki i urywały się na kamiennym łuku nad wodospadem… Zdruzgotana swoim odkryciem matka zrozumiała, że jej dzieci utonęły. W straszliwej rozpaczy postanowiła zniszczyć wtedy ten naturalny, kamienny pomost, tak by już nikt nigdy nie stracił tu życia. Od tego czasu wodospad nazywany jest „wodospadem dzieci”.

Teren, na którym znajdują się Hraunfossar i Barnafoss, zaadaptowano do zwiedzania w 1987 roku. Wyjątkowo czysta woda, o głębokiej miętowej barwie, wydaje się orzeźwiać już samym swoim widokiem, a liczne alejki, punkty widokowe oraz pomost przerzucony nad wąwozem, bez wątpienia czynią to miejsce bardziej przyjaznym i atrakcyjnym.”

Gdy dojechaliśmy do miasta Borgarnes wyszło słoneczko i zrobiło się ładnie i ciepło. Zrobiliśmy zakupy w Bonusie i wreszcie pojechaliśmy na zdobywanie Półwyspu Snæfellsnes. Krajobraz półwyspu Snaefellsnes nazywany jest niekiedy „Islandią w miniaturze”, ponieważ znaleźć tu można wiele typowych dla tego kraju krajobrazów. Centralnym punktem regionu jest wulkan Snæfellsjökull, który może być uznany nieomalże za symbol Islandii. Jego wysokość sięga 1446 m n.p.m., a na jego szczycie znajduje się lodowiec. Wulkan znany jest dzięki francuskiemu pisarzowi Juliuszowi Verne, który umieścił w nim miejsce akcji swojej książki „Podróż do wnętrza Ziemi”.

Pierwszym przystankiem był mały wąwóz-grota Rauðfeldsgjá Gorge, mieszczący się pomiędzy przepięknymi skałkami obrośniętymi zielonym mchem. Z wąwozu wypływa rzeka, która nieco dalej wpada do morza. Krótki, kilkusetmetrowy marsz do wąwozu był dobrą rozgrzewką przed dalszym zwiedzaniem.

Później zatrzymaliśmy się w miejscowości Arnarstapi, przy tradycyjnych islandzkich domkach porośniętych na dachu trawą. To właśnie tu, w dziurze w ziemi obok domków, zaczęła się wspomniana wcześniej „Podróż do wnętrza Ziemi”.

Później pojechaliśmy kilkaset metrów, na koniec miasteczka i piękną, widokową trasą wzdłuż klifów, przeszliśmy około 2 kilometrów, podziwiając gnieżdżące się w klifach i latające na łąkach ptaki oraz przepiękne bazaltowe klify. Spacer skończyliśmy przy pomniku pół trolla Bárðara - pierwszego osadnika na tych ziemiach i wróciliśmy do samochodu. Po drodze musieliśmy jednak uważać na atakujące nas co chwilę rybitwy popielate, bo przechodziliśmy obok miejsc ich gniazdowania. T. nawet oberwała od jednej po głowie, na szczęście lekko.

Ostatnim punktem dzisiejszego dnia była plaża z fokami, których właściwie na niej nie było. Kilka pływało sobie daleko w zatoce, wynurzając co chwila głowy ponad powierzchnię wody i to wszystko. Pobyliśmy więc tam tylko chwilę, po czym wróciliśmy do samochodów i pojechaliśmy nad Wielorybi Fiord w okolicach Rejkiawiku, nad którym spaliśmy już wcześniej. Tak nam się tu spodobało, że specjalnie wybraliśmy to miejsce na nasz ostatni nocleg w Islandii. To tu jest wspaniała wanna z gorącą wodą i piękne widoki wokoło. Dodatkowo mieliśmy super pogodę, bo nie padało i było bardzo ciepło, jak na tutejsze warunki. Oczywiście po rozłożeniu namiotów i zjedzeniu kolacji udaliśmy się na odprężającą kąpiel. A potem był już tylko miły sen…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Poleski Park Narodowy - niedziela