Po kilku godzinach snu, około godziny 9 wstaliśmy, żeby zwinąć namioty i ruszyć w dalszą podróż. Oczywiście najpierw wykąpaliśmy się jeszcze raz w gorącym potoku. Widoki w drodze powrotnej, przy świecącym słoneczku były po prostu cudowne!
Z parkingu pojechaliśmy najpierw do sklepu zrobić pierwsze zakupy. Pojechaliśmy do marketu Bonus, który jest tutaj jednym z najtańszych. Po zakupach udaliśmy się w około 100 km drogę do wodospadu Glymur. Po drodze zatrzymaliśmy się kilka razy na napotykanych punktach widokowych.
Wodospad Glymur przez wielu niesłusznie uważany jest za najwyższy na Islandii. Ma on 198 metrów wysokości i położony jest trochę z boku od głównych szlaków, stąd jest też rzadziej odwiedzany. Mało kto wie, że wyższym wodospadem jest odkryty w 2007 roku (a zmierzony dopiero w 2011) nowy wodospad Morsárfoss, który powstał w wyniku odsłonięcia go przez cofający się lodowiec Vatnjokull – największy lodowiec na wyspie, który zobaczymy za kilka dni. Obecnie więc najwyższy wodospad na Islandii mierzy aż 227 metrów!
Droga do wodospadu Glymur zajęła nam w dwie strony około 5 godzin. W tym czasie przeszliśmy około 5,5 km, podziwiając po drodze nieziemskie widoki zapierające dech w piersiach. Do wodospadu podchodziliśmy jedną stroną, a wracaliśmy drugą. Po przejściu nad wodospadem, na znajdującym się tam płaskowyżu musieliśmy przejść w bród przez lodowatą rzekę, aby móc wracać drugą stroną. Mostku żadnego tam nie ma!
Po dojściu na parking udaliśmy się na poszukiwanie miejsca na nocleg. Zatrzymaliśmy się nad jedną z odnóg fiordu Hvalfjörður – czyli Wielorybiego Fiordu. Jego nazwa pochodzi od licznie tu występujących i poławianych waleni. Do lat 80. XX w., kiedy to zakazano połowu wielorybów, znajdowała się tu największa na całej wyspie stacja wielorybnicza. My zatrzymaliśmy się niedaleko niewysokiego wzgórza o nazwie Hvammsvík, u stóp którego znajduje się gorące źródło z wybudowaną tam wanną do kąpieli. Jest to jedno z bardziej znanych i często odwiedzanych przez Islandczyków, szczególnie z okolic Rejkiawiku, miejsc z gorącą kąpielą.
Po zjedzeniu obiadu, czyli zupek chińskich, niektórzy poszli spać, a pozostali poszli wykąpać się do gorącej wanny. Woda, podobnie jak wczoraj znów była cudownie ciepła, ale trzeba było bardzo uważać gdzie się staje, bo obok wanny leżał szlauch z bardzo gorącą wodą i jedna z kąpiących się z nami młodych Islandek wyszła prosto na gorącą wodę, poparzyła się mocno i musiała jechać do szpitala!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz