poniedziałek, 18 lipca 2016

Islandia - dzień 4

Poranek przywitał nas pięknym słońcem i błękitnym niebem. Wstałem wcześniej i zaraz po porannej toalecie, gdy wszyscy jeszcze spali, poszedłem sobie na spacer nad wodospad. O tej porze jest jeszcze prawie cały w cieniu, ale za to, gdy podejdzie się do niego bliżej, to na tle pary wodnej, którą niesie wiatr, tworzy się wspaniała tęcza. Nad próg wodospadu prowadzi z boku, po schodkach, ścieżka. Na górze podziwiać można jak wśród pięknych kolorów łąki wije się rzeka Skógá, by za chwilę spaść 60 metrów pionowo w dół, na szerokości 25 metrów, tworząc prawie idealnie prostokątny wodospad Skógafoss.

Po śniadaniu ruszyliśmy w dalszą podróż na wschód wyspy, po jej południowej stronie. Najpierw podjechaliśmy zaledwie kilkaset metrów dalej, na parking przy  do drugiego, mniej uczęszczanego, ale równie pięknego wodospadu, którego nazwy nie mogłem znaleźć nigdzie w sieci, a naprawdę długo jej szukałem. Musieliśmy do niego dojść krótką ścieżką wzdłuż wąwozu, którego dnem płynął potok.

Kontynuując dalszą podróż samochodami, zatrzymaliśmy się na parkingu około 20 km przed miejscowością Vik. Z parkingu czekała nas czterokilometrowa wyprawa po islandzkiej czarnej pustyni, do miejsca, w którym leży wrak amerykańskiego samolotu Dakota, który musiał awaryjnie lądować na tutejszej plaży 24 listopada 1973 roku. Na szczęście cała załoga przeżyła, ale zniszczony samolot pozostawiono na plaży Solheimasandur i od tego czasu stał się jedną z najczęściej fotografowanych atrakcji Islandii. Dotrzeć do wraku wcale nie jest łatwo. Kiedyś można było dojechać pod sam wrak samochodem 4x4. Jednakobecnie wjazd został zakazany i cała drogę od parkingu przy głównej drodze nr 1 (Ring Road) trzeba przebyć pieszo. My mieliśmy szczęście do pogody. Świeciło słońce, ale za to wiał bardzo silny wiatr, który skutecznie utrudniał nam maszerowanie. Po niecałej godzinie doszliśmy do celu. Zrobiliśmy zdjęcia i poszliśmy jeszcze na samą plażę, która oddalona jest od wraku o kilka minut marszu. Kiedy już mieliśmy wracać i chciałem sobie zrobić ostatnie zdjęcie na plaży coś mi się zablokowało w aparacie i nie mogłem zrobić zdjęcia. Trochę się zdenerwowałem. Bałem się, że zepsuł mi się aparat, ale po przyjściu do samochodu włożyłem zapasową kartę pamięci i… mocno odetchnąłem z ulgą, bo zadziałała. Okazało się, że zablokowała mi się tylko karta. Dobrze że mam ze sobą 2 zapasowe!

Jadąc dalej na wschód zatrzymaliśmy się na chwilę w najbardziej deszczowym mieście na wyspie, czyli w miejscowości Vik, aby wymienić pieniądze w banku i zrobić zakupy. Oprócz produktów spożywczych, kupiłem sobie też zimową czapkę z flagą Islandii i drobne pamiątki.

Po pobycie w sklepie wróciliśmy się kilka kilometrów, by zwiedzić Półwysep Dyrhólaey, który do 1918 roku był najdalej wysuniętym na południe miejscem na Islandii. Obecnie tym punktem jest wysunięty o kilkaset metrów dalej na południe Kötlutangi, który powstał w wyniku erupcji wulkanu Katla. Na samym półwyspie, oprócz pięknych widoków i klifowych skałek wynurzających się z morza podziwialiśmy też latające maskonury i rybitwy popielate, które usilnie próbowały mnie dziobnąć w głowę, gdy podchodziłem zbyt blisko ich gniazd z małymi.

Później pojechaliśmy nieco dalej na wschód, na widoczną nieopodal czarną plażę Reynisfjara, na której podziwialiśmy przepiękne, kilkunastometrowe, bazaltowe bloki skalne oraz samotnie stojące w morzu iglice skalne – pozostałości kominów bocznych w dawnym wulkanie. Háidrangur – największa z iglic mierzy 56 metrów.

Około godziny 19 dotarliśmy na kemping w miejscowości Skaftárhreppur i rozbiliśmy namioty. Ponieważ dzisiaj są imieniny Kamila, a w naszej 12-osobowej grupie mamy ich aż trzech, to przy kolacji mieliśmy małą imprezkę imieninową. Ponieważ obok kempingu jest fajna górka, to postanowiłem sobie, jeszcze przed pójściem spać, że wejdę sobie na jej szczyt i pooglądam z niego kemping i okolicę oraz porobię zdjęcia. Mimo imprezki i zdobywania przeze mnie szczytu, dzisiaj położyliśmy się dość wcześnie, gdyż jutro czekają nas dwa dość długie trekkingi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Puszcza Kozienicka i Kozienice