wtorek, 19 lipca 2016

Islandia - dzień 5

Dzisiaj po śniadaniu pojechaliśmy zwiedzać kanion rzeki Fjaðrárgljúfur. Trasa wzdłuż kanionu zajęła nam około pół godziny. Potem pojechaliśmy nad największy europejski lodowiec Vatnajökull. Po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze na chwilkę przy wodospadzie Síðu, gdzie pasły się również kuce islandzkie. Oczywiście musieliśmy je pogłaskać.

W drodze na lodowiec, na tym samym szlaku (choć nieco z boku, przez co musieliśmy iść trochę dłużej) znajduje się wodospad Svartifoss, z charakterystycznymi kolumnami bazaltowymi wokół. Po jego obejrzeniu, poszliśmy wzgórzami, przez tundrowe krzewy nad jęzor lodowca o nazwie Skaftafelljökull. Dobrze, że wybraliśmy dłuższą drogę, bo lodowiec ukazał nam się nagle, zza wzgórza. Widok był tak niesamowity, że musieliśmy się na chwilę zatrzymać z wrażenia i wziąć głębszy oddech. Coś pięknego! Posiedzieliśmy kilkanaście minut na szczycie delektując się widokiem schodzącego w dolinę jęzora lodowcowego i ruszyliśmy ścieżką w dół. Gdy schodziliśmy zaczął padać lekki deszczyk, który jednak nie pozwolił nam przemoknąć. Cała trasa liczyła nieco ponad 7 km i zajęła nam około 3‑godzin.

Po zwiedzeniu lodowca pojechaliśmy do… lodowca. Tym razem podjechaliśmy blisko samego końca innego jęzora lodowcowego Svínafellsjökull, który od 1993 roku cofa się w tempie około 2-3 metrów na rok. Między utworzoną przez niego moreną czołową a‑samym lodowcem utworzyło się małe jeziorko, w którym leżały oderwane od lodowca i‑zatopione bryły lodu.

Podobne jeziorko o nazwie Fjallsárlón Glacier Lagoon oglądaliśmy na kolejnym postoju, tyle tylko, że w nim pływały małe i większe odłamki oderwanego od jęzora lodu. Wyglądało to bardzo urokliwie.

Jeszcze piękniej wyglądało następne jezioro Jökulsárlón Glacier Lagoon, z małymi górami lodowymi. Było ogromne i łączyło się krótką rzeką z Oceanem Atlantyckim, do którego cały czas wpływały oderwane od lodowca bryły lodu i osadzały się na pobliskiej plaży. Przy tej lagunie zatrzymaliśmy się na dłużej, aby odbyć po nim rejs statkiem-amfibią. W czasie 45‑minutowego rejsu oglądaliśmy przeróżne, piękne góry lodowe, rozsiane po całym jeziorze. Widzieliśmy nawet pływające pomiędzy bryłami lodu foki. Po rejsie poszliśmy na‑chwilę na pobliską czarną plażę, która nosi nazwę Ice Beach albo Diamond Beach. Nazwy pochodzą oczywiście od bryłek lodu wyrzucanych przez morskie fale na jej brzeg.

Po tylu atrakcjach pozostało nam poszukać odpowiedniego miejsca na nocleg. Dzisiaj śpimy na dziko. Niestety, jak tylko ruszyliśmy z plaży zaczął padać deszcz. Najgorsze, że‑według prognoz, jutro też ma padać, ale na Islandii z pogodą nigdy nic nie wiadomo, dlatego nie za bardzo się tymi prognozami przejmujemy. Po prostu zobaczymy co będzie jutro. Na razie rozbiliśmy namioty pomiędzy dwiema górami i zaraz idziemy spać. Dzisiaj‑znów wyjątkowo wcześnie, bo jest dopiero 22.00.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Poleski Park Narodowy - niedziela