poniedziałek, 11 lipca 2022

Liban - dzień 3















Dzisiaj śniadanie było bardzo wcześnie, bo już o godzinie 7.15. O ósmej siedzieliśmy już w autokarze i jechaliśmy do pierwszego punktu dzisiejszego dnia, czyli Gołębich Skał. Po drodze do skał zatrzymaliśmy się na chwilę przy porcie, w miejscu ogromnego wybuchu saletry amonowej, skonfiskowanej w 2014 roku z zatrzymanego w porcie statku. W wyniku eksplozji, która miała miejsce 4 sierpnia 2020 roku o godzinie 18:08:18, zniszczony został cały port oraz wiele budynków w mieście. Uszkodzone przez falę uderzeniową zostały budynki oddalone nawet o 10 kilometrów, a wybuch był słyszany w odległości 240 km – na Cyprze. Według danych USGS wywołana została fala sejsmiczna o magnitudzie 3,3 w skali Richtera. W miejscu eksplozji powstał krater o średnicy ponad 120 metrów. Zginęły 204 osoby, a ponad 6,5 tysiąca odniosło obrażenia. Są to dane oficjalne, jednak mówi się, że w rzeczywistości ofiar było zdecydowanie więcej. Co najmniej 250-300 tysięcy ludzi w wyniku eksplozji straciło swoje domy. Niecały tydzień po wybuchu do dymisji podał się premier Libanu Hassan Diab wraz ze swym rządem, oświadczając przy tym, że powodem zaniedbań prowadzących do katastrofy była potężna korupcja.

Gołębie Skały, do których dojechaliśmy kilka minut po wizycie w porcie, to chyba najchętniej fotografowany fragment wybrzeża w Bejrucie. Na wysokim brzegu morza błękitne fale uderzają z wielką siłą o brzeg oraz wyrastające w tym miejscu z morza ostańce skalne, które nazwano właśnie Gołębimi Skałami. Skały mają 60 metrów wysokości i powstały prawdopodobnie w wyniku oberwania się klifu podczas silnego trzęsienia ziemi w XIII wieku.

W drodze do kolejnego punktu naszej dzisiejszej trasy – miasta Sydon, przejeżdżaliśmy obok przylądka Ras Nabi Younes (Przylądek Proroka Jonasza). Według chrześcijan i muzułmanów to właśnie tutaj zakończyła się trwająca 3 dni i 3 noce podróż Jonasza w brzuchu wielkiej ryby. Po dojechaniu do Sydonu, jego zwiedzanie rozpoczęliśmy od niekwestionowanej wizytówki miasta jaką są ruiny nadmorskiej, średniowiecznej twierdzy – Sea Castle. Piękna forteca, zbudowana na początku XIII wieku przez krzyżowców w miejscu starej fenickiej świątyni, jest obowiązkowym punktem każdej wycieczki. Cechy średniowiecza zachowały też wąskie alejki i targi starego miasta. Przechadzka po tradycyjnych arabskich sukach, plątaninie uliczek i straganów przepełnionych bliskowschodnią atmosferą, to nie tylko okazja do zakupów – to atrakcja sama w sobie! W gąszczu uliczek podziwialiśmy starą zabudowę miasta. W normalny dzień jest tutaj bardzo duży ruch i gwar, ale ponieważ mamy święto, to dzisiaj uliczki były prawie puste.

Z Sydonu pojechaliśmy dalej na południe do Tyru, mijając po drodze dwa osiedla palestyńskie oraz zbudowane na wzgórzu sanktuarium Matki Boskiej Oczekującej (Saydet el Mantara) w Maghdouche. Libańczycy wierzą, że to właśnie tutaj, kiedy Jezus i apostołowie poszli nawracać mieszkańców Sydonu, Maryja i inne kobiety, które jako Żydówki nie mogły wchodzić do pogańskich miast, czekały na powrót mężczyzn. Dziś znajduje się tam grota, gdzie według tradycji przebywała Matka Boska z kobietami. W Tyrze zatrzymaliśmy się najpierw w parku archeologicznym, gdzie spacerowaliśmy po dawnej nekropolii („Mieście Zmarłych”), drodze z czasów rzymskich oraz bizantyjkich, akwedukcie, a także największym po rzymskim Circus Maximus hipodromem Cesarstwa Rzymskiego, o wymiarach bieżni 480 na 90 metrów. Jego trybuny mogły pomieścić około 20 tysięcy ludzi, czyli blisko połowę ówczesnych mieszkańców miasta.

Z Tyru pojechaliśmy jeszcze dalej na południe. Po drodze widzieliśmy grobowiec fenickiego króla i budowniczego Tyru – żyjącego w X wieku p.n.e Hirama I. Kilkanaście kilometrów od granicy z Izraelem znajduje się małe miasteczko Kana. Libańczycy twierdzą, że to właśnie tutaj odbyło się słynne biblijne wesele, podczas którego Chrystus przemienił wodę w wino. W miasteczku jest grota, w której rzekomo spotykali się pierwsi chrześcijanie, oraz archeologiczne miejsce, w którym odnaleziono stągwie, które być może znajdują się w miejscu biblijnego wesela. Do Kany nie zawsze można wjechać. Kiedy w kraju jest napięta sytuacja polityczna, a wszechobecna w Libanie, szczególnie na południu kraju, skrajnie narodowa Partia Boga (Hezbollach) eskaluje swoje działania wobec Izraela, wjazd na te tereny jest zabroniony a pilnuje tego kilkunastotysięczna, międzynarodowa misja pokojowa UNIFIL, działająca pod egidą ONZ od 1978 roku.

Z Kany udaliśmy się w drogę powrotną. Zaliczyliśmy krótki postój przy tablicy upamiętniającej 209 żołnierzy poległych na misji ONZ, wśród których znajduje się również 4 Polaków. Potem zatrzymaliśmy się ponownie w mieście Tyr, gdzie obejrzeliśmy drugą część ruin rzymskiego miasta, tym razem tych, które położone są nad brzegiem Morza Śródziemnego o nazwie Al Mina (arab. „port”). Widzieliśmy tu między innymi: cysterny; prostokątną arenę (amfiteatr); łaźnie i zadaszony niegdyś pasaż, którego kolumny wykonano z zielonego marmuru sprowadzonego z Europy. To tutaj, w nieistniejącej już świątyni Melkarta, kapłani nie pozwolili złożyć ofiary Aleksandrowi Wielkiemu, co doprowadziło do oblężenia miasta i wybudowania długiej na 600 i szerokiej na 60 metrów grobli oraz do zdobycia i zniszczenia miasta przy użyciu wysokich na 45 metrów, drewnianych machin oblężniczych. Po zwiedzaniu mieliśmy ponad godzinę czasu wolnego na obiad. Ponieważ nasza restauracja znajdowała się przy nadmorskiej promenadzie, czas oczekiwania na doniesienie nam jedzenia wykorzystałem na kąpiel w wyjątkowo gorącym morzu. Dziewczyny zostały w tym czasie w restauracji.

Po obiedzie zatrzymaliśmy się jeszcze w dwóch miejscach. Najpierw przy przydrożnym stoisku z owocami, gdzie kupiliśmy ogromnego i przepysznego arbuza oraz wiele innych owoców. Później stanęliśmy jeszcze na chwilę w Sydonie, w cukierni "Baba Mounir", z pysznymi arabskimi ciasteczkami i lodami. A wieczorem nasz pilot puścił nam film dokumentalny o genezie powstania i działalności Hezbollachu, a my oczywiście zjedliśmy połowę arbuza. Drugą połówkę zjemy jutro wieczorem. Będzie już wtedy świetnie schłodzona, bo włożyliśmy ją dziś do lodówki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Poleski Park Narodowy - niedziela