piątek, 22 lipca 2022

Mielenko - dzień 1-3










Po powrocie z Libanu miałem jeszcze tydzień urlopu i zastanawiałem się jak go wykorzystać. Cały czas z tyłu głowy siedzi mi Babant. W tym roku po raz pierwszy nie rozłożyłem przyczepy i jakoś brak mi motywacji i chyba chęci, żeby tam pojechać. Przyczepy już raczej nie rozłożę, ale na pewno chciałbym pojechać tam choćby na weekend. Póki co wybrałem jednak inną opcję. R. i I. załatwili mi pokój w penjonacie, w którym mieszkają. Akurat był wolny od środy do soboty, więc zdecydowałem się jechać razem z mamą. Pogodę zapowiadali znakomitą – miały być upały i były, ale tylko w środę i czwartek, później było już chłodniej, nawet padał deszcz, ale było bardzo przyjemnie.

W środę praktycznie cały dzień jechaliśmy. Ponieważ specjalnie nie wybrałem autostrad i dróg ekspresowych, to podróż zajęła nam prawie 7 godzin. A ponieważ bardzo lubię jeździć samochodem, to nie był to dla mnie żaden problem. Na miejsce dojechaliśmy około godziny 17.00. Po krótkim odpoczynku pojechaliśmy na obiad do smażalni ryb w Będzinku, a potem wybrałem się z I. i R. nad morze. Zrobiliśmy sobie długi spacer w stornę Chłopów, a ja oczywiście kilka razy po drodze  się wykąpałem – woda w Bałtyku była bardzo rześka. Przed powrotem do pensjonatu zrobiłem jeszcze drobne zakupy w sklepie.

Czwartek prawie cały przesiedzieliśmy na trawce przed domem. Upał był tak niemiłosierny, że najprzyjemniej było w naszym pensjonacie. Dopiero około godziny 17.00 zrobiło się przyjemniej, a na niebie pojawiły się pierwsze chmury nadchodzącego z zachodu frontu. Znów wykorzystaliśmy to na spacer nad morze. Tym razem poszliśmy wszyscy, czyli ja, R., I. i dwie mamy. Nad morzem oczywiście znów się wykąpałem, a później przeszliśmy się jeszcze trochę po Mielenku i zjedliśmy lody i gofry. Wieczorem poszedłem jeszcze pobiegać, a gdy zrobiło się już ciemno na horyzoncie mogliśmy obserwować rozbłyski zbliżającej się burzy. Doszła ona do nas już w nocy i po upalnym dniu, podczas spania, dała nam przyjemne orzeźwienie.

W piątek rano po burzy nie było już śladu, ale niebo było cały czas zachmurzone. Po śniadaniu zdecydowaliśmy się pojechać pograć w tenisa, na kort do ośrodka Rewita w Unieściu. Grało się fajnie. Nawet mama wzięła rakietę do ręki i kilka razy odbiła piłeczkę. Niestety zdążyliśmy pograć sobie tylko około 40 minut. Ciemna chmura przyniosła krótki, ale dość obfity opad deszczu i niestety później już nie było sensu grać na mokrym i sliskim korcie. W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się na zakupy w Unieściu, w Biedronce. Po południu pojechaliśmy znów do smażalni ryb w Będzinku na obiad, a po nim na spacer do Sarbinowa. Główna ulica oraz nadmorska promenada były niesmowicie zatłoczone. Momentami musieliśmy przeciskać się przez tłumy turystów. Pogoda nie sprzyjała plażowaniu, wszyscy więc wylegli na ulice. Kupiliśmy sobie lody, kilka pamiątek i po godzinie wracaliśmy już do Mielenka.

A wieczorem, jak co dzień, poszliśmy na spacer nad morze. Oczywiście musiała być kąpiel w morzu, a ponieważ zmienił się wiatr, to woda tym razem była dużo cieplejsza niż w poprzednich dniach. Spacer tym razem skończyliśmy aż przy kutrach rybackich w Chłopach, gdzie oglądaliśmy mewią bitwę o resztki wyrzuconych przez rybaków ryb. A wracając do pensjonatu nie odmówiliśmy sobie znów zjedzenia gofra w Mielenku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Poleski Park Narodowy - niedziela