piątek, 15 lipca 2022

Liban - dzień 7















Po wczesnym śniadaniu wyjechaliśmy do Baalbek. Po drodze przejeżdżaliśmy przez najwyższy punkt na całej trasie naszej wycieczki – przełęczy Nessef el Batrak (Czubek Kija), położonej na wysokości 2600 m n.p.m.. Tuż za przełęczą zatrzymaliśmy się na chwilę przy jednym z kilku pozostałych jeszcze po zimie miejsc ze śniegiem, przy którym oczywiście odbyła się sesja fotograficzna.

Za przełęczą ukazała mam się w całej swej krasie rozległa Dolina Bekaa (Bekaa Valley) oraz majaczące w oddali szczyty Gór Antylibanu. Dolina Bekaa jest najdalej na północ wysuniętą częścią Ryftu Morza Martwego. Rozdziela ona Góry Libanu od Gór Antylibanu rozciągających się wzdłuż granicy z Syrią. Po zjechaniu w dół doliny skierowaliśmy się na południe, w kierunku miasta Baalbek, przejeżdżając po drodze przez wyraźnie widoczne miejsce strefy ryftu.

Do Baalbek (znanego również pod nazwą Heliopolis) dojechaliśmy przed południem. Nazwę miastu nadali Fenicjanie, którzy zbudowali tu świątynię bogowi Baala. Mimo iż Baalbek podbijany był kilkukrotnie, to w starożytności zawsze pełnił funkcję miejsca kultu religijnego. Grecy czcili tu bóstwa greckie, a Rzymianie stworzyli tu miejsce kultu Jowisza, Wenus i Bachusa. Oglądany dzisiaj w Baalbek monumentalny kompleks 3 świątyń wzniesiony został w I wieku naszej ery, właśnie po podboju miasta przez Rzymian.

Zanim jednak zaczęliśmy zwiedzanie świątyń, podjechaliśmy jeszcze wcześniej na chwilę do kamieniołomu przy południowym wjeździe do miasta, gdzie obrabiano bloki do budowy świątyń. Zachował się tu kamienny monolit, uważany za największy na świecie obrobiony blok kamienia (pochodzi z I wieku naszej ery). Nazywany „Kamieniem Południa” lub „Kamieniem Brzemiennej Kobiety” (Hadjar el Hibla) ma wymiary 21,5 × 4,8 × 4,2 metra i waży przypuszczalnie około 1170 ton!

Pierwszą ze świątyń w głównym kompleksie możemy oglądać jedynie zza ogrodzenia, jeszcze przed bramkami wejściowymi na teren archeologiczny. Świątynia ta, nazywana Okrągłą Świątynią dedykowana była bogini Wenus. Ta niewielka budowla opodal dwóch głównych sanktuariów, wyróżnia się oryginalną architekturą, pochodząca z około 250 roku naszej ery.

Największą budowlą w kompleksie jest Świątynia Jowisza, wraz z otaczającym ją dziedzińcem i prowadzącymi nań schodami. Z samej świątyni zachowały się właściwie tylko ponad 20-metrowe kolumny. W znacznie lepszym stanie jest potężnych rozmiarów dziedziniec z ołtarzami i fontannami, dawniej otoczony kolumnami połączonymi ze sobą zdobionymi frezami. Dzisiaj niewiele z tych kolumn pozostało, ale mimo to dają obraz tego, jak świątynia mogła wyglądać w czasach swojej świetności. Fragmenty frezów, czy dekorów z innych budynków dziedzińca, oglądamy leżące na ziemi – na niektórych z nich widać niedokończone prace rzeźbiarzy w różnych fazach tworzenia.

Świątynia Jowisza postawiona została ponad 13 metrów nad otaczającym ją terenem, a jej podstawę tworzą ogromnych rozmiarów kamienne bloki, z których jeden widzieliśmy już wcześniej w kamieniołomie. Wiele osób zastanawia się jak tak wielkie głazy były transportowane czy układane w odpowiedni sposób. Do dnia dzisiejszego pozostaje to zagadką. Istnieją teorie mówiące o nadnaturalnym pochodzeniu świątyń – według jednych w powstaniu kompleksu uczestniczyli mityczni Olbrzymi, wedle innych byli to nawet kosmici...

Jako ostatnią zobaczyliśmy Świątynię Bachusa, zbudowaną około 150 roku i wyjątkowo dobrze zachowaną. Jej długość wynosi 69, a szerokość 36 metrów.

Zwiedzanie miasta, a w zasadzie ruin świątyń było jedynym punktem dzisiejszego dnia. Po ich zwiedzeniu mieliśmy jeszcze czas wolny, który wykorzystaliśmy na zjedzenie libańskiego kebaba w lokalnej knajpce, zakup słodyczy u przemiłego właściciela lokalnej cukierenki oraz zakup najróżniejszych pamiątek. Droga do Bejrutu zajęła nam około dwóch godzin. Po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze na chwilę na zakupy w supermarkecie w mieście Chtaura, które znajduje się w połowie drogi na autostradzie Bejrut – Damaszek. Z tego miejsca do stolicy Syrii mieliśmy jedynie około 50 kilometrów. Po drodze widzieliśmy kilka obozów uchodźców syryjskich. Do hotelu Palm Beach w centrum Bejrutu dojechaliśmy o godzinie 18.00 i do końca dnia już nic więcej dzisiaj nie robiliśmy, poza zjedzeniem w pokoju pysznego melona oraz zakupionych dzisiaj ciasteczek.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Poleski Park Narodowy - niedziela