Wczoraj wróciłem z wyprawy po Gruzji i Armenii, na której byłem wraz z ludźmi z klubu soliści.pl. Miałem szczęście trafić na świetnych ludzi w grupie, dzięki czemu cała wyprawa była wspaniałą przygodą i niezapomnianym przeżyciem! Poniżej relacja dzień po dniu z tego wyjazdu.
Dzień 1
Do Kutaisi przylecieliśmy rano, około 6 czasu miejscowego. Z lotniska, wynajętym busem udaliśmy się do miejsca naszego noclegu - mieszkania sympatycznego G., wzięliśmy szybki prysznic i od razu ruszyliśmy na zwiedzanie miasta i okolic. Zanim jednak zaczęliśmy zwiedzanie udaliśmy się na miejscowy targ, gdzie na śniadanie zjedliśmy chaczapuri - typowo ukraińskie jedzenie, coś przypominającego pizzę, taki gruziński placek na gorąco z serem, fasolą lub mięsem. Kupiliśmy też świeże owoce i picie, bo upał był okropny, i kolejny gruziński specjał - czurczchelę - orzechy zawinięte w wysuszoną masę owocową.
Turystyczne zwiedzanie zaczęliśmy od podjechania do XI wiecznej Katedry Bagrati wpisanej na listę UNESCO. Potem udaliśmy się do Jaskini Prometeusza odkrytej dopiero w 1984 roku a udostępnionej do zwiedzania w 2011. Po jej zwiedzeniu pojechaliśmy do Cziatury - przemysłowego miasta słynącego z wydobycia rud manganu. W trakcie jazdy po raz pierwszy spotkaliśmy na środku drogi przechodzące, stojące lub po prostu leżące i odpoczywające sobie krowy. Nic nie robiły sobie z dużego ruchu na drodze. Byliśmy tym faktem bardzo zdziwieni, ale tylko pierwszego dnia, potem już nawet nie zwracaliśmy na nie uwagi - po prostu to stały element gruzińskiego krajobrazu. A wracając do Cziatury, to w 1954 roku postanowiono zbudować tu cały system kolejek linowych, które miały ułatwiać transport robotników do kopalń w tym górzystym mieście. Kolejki są w, delikatnie mówiąc, złym stanie, ale mimo tego (a może właśnie dlatego) cieszą się dużą popularnością wśród turystów. Mieliśmy przyjemność przejechać się dwoma takimi kolejkami - wrażenia niezapomniane! W mieście kupiliśmy też pierwszego w Gruzji arbuza i zjedliśmy obiad w miejscowej restauracji. Ja niestety nie miałem szczęścia. Nie dość, że dostałem jedzenie jako ostatni, to jeszcze moje mięso okazało się być samym tłuszczem z kośćmi :).
W drodze powrotnej do Kutaisi zatrzymaliśmy się jeszcze na chwilę w Katskhi, gdzie znajduje się klasztor na 40-metrowej skale. Budowla pochodzi ponoć z około VIII wieku i powstała jako twór pogan dla czczenia Boga Płodności (od kształtu skały na której się znajduje :)). Obecnie w klasztorze mieszka mnich i tylko on jeden może wchodzić na szczyt po metalowej drabince. Ostatnim, choć niespodziewanym punktem dnia była wizyta u rodziny naszego kierowcy Edka (którego tak nazwaliśmy bo jego prawdziwe imię było za trudne do zapamiętania). Przywitało nas kilkanaście osób (dorośli i dzieci), poczęstowano winem z domowej winnicy i pysznymi domowymi wypiekami. Oczywiście nie puściliby nas bez wypicia całego wina. Nie wypadało też nie kupić ich wyrobów, w związku z czym na wieczór mieliśmy zapewnione kilkanaście litrów wina! Dodając jeszcze do tego czaczę podarowaną nam przez naszego gospodarza nie muszę pisać, że wieczór zapoznawczy upłynął nam w przyjemnej atmosferze.
świetnie
OdpowiedzUsuńhttp://iamemilias.blog.pl/