W
pierwszy weekend po powrocie z Chin wybrałem się z Moniką nad Babant. Monika
była tam po raz pierwszy i chyba nie za bardzo polubiła to miejsce.
Zdecydowanie bardziej woli miejską dżunglę niż tę babancką… Ale przeżyła i
nawet chyba się dobrze bawiła. Przyjechaliśmy już w piątek po południu. W
sobotę pojechaliśmy do Parku Dzikich Zwierząt w Kadzidłowie, w którym ostatni
raz byłem ponad 15 lat temu. Park od tego czasu niewiele się zmienił.
Park Dzikich Zwierząt w Kadzidłowie został założony w latach 90. XX wieku przez dr. Andrzeja Krzywińskiego, biologa i badacza zajmującego się ochroną ginących gatunków. Ma on charakter otwartego rezerwatu, w którym zwierzęta żyją na dużych, ogrodzonych obszarach, w warunkach zbliżonych do naturalnych. Można tu zobaczyć zarówno gatunki rodzime, jak i obce, m.in. żubry, łosie, jelenie, sarny, wilki, rysie, a także dzikie ptactwo. Część zwierząt pochodzi z programów hodowli zachowawczej, mających na celu reintrodukcję ich do naturalnego środowiska. Zwiedzanie odbywa się wyłącznie z przewodnikiem, w formie spaceru po wybiegach, co pozwala na bliższy kontakt ze zwierzętami i poznanie ciekawostek o ich życiu.
Po powrocie z parku mieliśmy popołudnie i wieczór z grami planszowymi, bo na weekend przyjechała też Magda z Michałem. W niedzielę mieliśmy wracać do Warszawy wieczorem, ale niezbyt ładna pogoda sprawiła, że zebraliśmy się wcześniej i w domu byliśmy już wczesnym popołudniem.



Brak komentarzy:
Prześlij komentarz