Gdy zaczęliśmy jeść śniadanie zaczęło również świtać. Wyjechaliśmy dziś wcześnie rano, gdyż do przejechania mieliśmy dość długą drogę. Może nie długą odległościowo, ale ze względu na to, że wspinaliśmy się na wysokość ponad 2200 metrów n.p.m. oraz, że długimi fragmentami droga była remontowana, a dodatkowo jechało po niej bardzo dużo ciężarówek, to podróż zajęła nam dobrych kilka godzin.
Celem dzisiejszego dnia było dla nas miasto Naivasha oraz znajdujące się zaraz obok jezioro o tej samie nazwie, po którym to mieliśmy zaplanowany na dzisiaj rejs łodzią. Po drodze zatrzymaliśmy się na chwilę na punkcie widokowym z którego roztaczała się przepiękna panorama na całą Afrykańską Dolinę Ryftową. Postój przymusowo nam się przedłużył do prawie godziny, gdyż na parkingu, w ogólnym rozgardiaszu wjechał w nas (na szczęście niegroźnie i tylko nas obtarł) szkolny autobus i kierowca musiał dopełnić wszystkich formalności związanych z tym incydentem.
Zanim udaliśmy się na rejs, zatrzymaliśmy się jeszcze na chwilę w naszym dzisiejszym hotelu, żeby rozpakować rzeczy. Nad jezioro Naivasha zajechaliśmy przed południem. Po krótkich pertraktacjach cenowych zajęliśmy miejsca w łodziach i ruszyliśmy podziwiać jezioro, widoki i zwierzęta. Najpierw oglądaliśmy ptaki wodne – czaple, kormorany i orły afrykańskie a także miejscowych rybaków łowiących w jeziorze ryby.
Zaraz potem nastąpiło wśród nas poruszenie, bo nasz przewodnik pokazał nam wystające z wody łby hipopotamów. Było ich bardzo dużo ale nie podpływaliśmy zbyt blisko. Widać było duży respekt przewodnika do tych wielkich zwierząt, wszak to najniebezpieczniejsze afrykańskie zwierzęta. Co roku są sprawcami największej ilości wypadków śmiertelnych wśród ludzi, spośród wszystkich zwierząt żyjących w Afryce!
Podziwiając bawiące się w wodzie całe stada hipciów powoli kierowaliśmy się w stronę wyspy Cresent. Wyspa znana jest przede wszystkim z filmu "Pożegnanie z Afryką". To właśnie na potrzeby filmu sprowadzono na wyspę liczne zwierzęta, które pozostawiono tu po zakończeniu zdjęć. Ponieważ sprowadzono tylko gatunki roślinożerne, to zwierzęta te, nie mając żadnych naturalnych wrogów, rozmnożyły się na niej i żyją sobie spokojnie do dziś. Dla przyjeżdżających tu coraz częściej turystów są nie lada atrakcją, gdyż nie boją się także ludzi i podziwiać je można z bardzo bliska, podczas spaceru po wyspie. Nam udało się zobaczyć między innymi antylopy: thompsona, impale, gnu, waterbuck, dikdik; zebry, żyrafy oraz liczne ptaki, w tym także ogromne pelikany.
Po powrocie do łódek pozostało nam już tylko dopłynięcie do brzegu, gdzie czekały już na nas nakryte do obiadokolacji stoły. Po zjedzeniu, tym razem bardzo dobrego posiłku, pojechaliśmy na nocleg do naszego hotelu, po drodze zatrzymując się jeszcze na zakupy w supermarkecie.
Dzisiaj także po raz pierwszy na tej wyprawie pokazał swoją moc aparat fotograficzny Doroty. Już przed wyjazdem umówiliśmy się, że go weźmiemy ze sobą do Afryki, bo robi fenomenalne przybliżenia, które są w dodatku wyjątkowo ostre. Próbkę swoich możliwości pokazał oczywiście na jeziorze Naivasha i wyspie Cresent, ale czekamy szczególnie na jego przybliżenia podczas zbliżającego się safari. Już dzisiaj dużo wstawionych tu zdjęć zrobionych jest właśnie przez Dorotę a podejrzewam, że w czasie całego wyjazdu będzie ich tutaj wstawiona znacząca część.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz