Cholula położona jest w zasadzie na obrzeżach miasta Puebla, więc przejazd do niej zajął nam niecałe pół godziny. Miasto to, położone ponad 2100 m n.p.m., słynne jest przede wszystkim z piramidy Tepanapa, która jest największą objętościowo strukturą jaką kiedykolwiek wybudował człowiek! Objętość piramidy szacuje się na 3,3 miliony metrów sześciennych. W IV wieku jej podstawa liczyła 450, wysokość zaś aż 65 metrów! Jedno z podań głosi, że piramida ta została wybudowana jako ratunek przed mogącym się powtórzyć kataklizmem. Inna wersja głosiła, że budowlę wzniósł władca olbrzymów Xelhua chcąc dotrzeć do nieba i strącić bogów. Jednak Tezcatlipoca rozbił ich piorunami. Wierzono również, że wyłamanie kamieni z piramidy doprowadzi do błyskawicznej powodzi. Gdy w 1519 roku do Choluli przybyli Hiszpanie, Cortes i jego ludzie byli tak zajęci dziesiątkowaniem rdzennej ludności i ich bardziej widocznych świętych miejsc, że nie rozpoznali piramidy jako takiej, gdyż była ona już wtedy mocno zasypana i zarośnięta, przypominając bardziej wzgórze niż piramidę. Wzgórze to uznano za idealne miejsce do wybudowania jednego z ich nowych kościołów. W ciągu roku powstał kościół o nazwie La Iglesia de los Remedios, który stoi tu do dzisiaj.
Z Choluli ruszyliśmy już do Acapulco. Po drodze nasz kierowca zatrzymał się jeszcze w miejscu, gdzie najlepiej było widać dwa wulkany, obok których przejeżdżaliśmy – Popocatépetl (5436 m n.p.m.) i Iztaccíhuatl (5230 m n.p.m.). Zdecydowanie lepiej było widać ten pierwszy, który zresztą ma dużo ładniejszy, bo bardzo regularny stożek. Popocatépetl, (znany też jako El Popo lub Don Goyo) to czynny stratowulkan. Jest drugim pod względem wysokości szczytem Meksyku po Pico de Orizaba. Nazwa Popocatépetl wywodzi się z języka Azteków i oznacza „dymiącą górę”, co odnosi się do gęstych chmur dymu wydobywających się z krateru przed erupcjami i w czasie wzmożonej aktywności. Popocatépetl od północnej strony jest połączony z wulkanem Iztaccíhuatl wysoką przełęczą zwaną Paso de Cortés. W przeciwieństwie do Popocatépetl, Iztaccíhuatl jest wulkanem uśpionym i można się na niego wspinać, jednakże jest to bardzo niebezpieczne. Oba wulkany znajdują się na terenie, założonego w 1935 roku, Parku Narodowego Iztaccíhuatl-Popocatépetl. Od 1347 roku zanotowano 19 erupcji El Popo. W 1947 roku rozpoczął się okres stałej, wzmożonej aktywności wulkanu. 21 grudnia 1994 roku El Popo wyrzucił z krateru gazy i popioły, które zostały przeniesione przez wiatr na odległość 25 km. W 2000 roku dziesiątki tysięcy mieszkańców miejscowości znajdujących się najbliżej wulkanu zostało ewakuowanych na skutek ostrzeżeń naukowców o zbliżającej się erupcji. 2 dni po ewakuacji nastąpił największy w dziejach wybuch tego wulkanu, którego maksimum przypadło na 22 listopada 2003 roku. Według azteckiej mitologii Popocatépetl i Iztaccíhuatl byli niegdyś ludźmi – zakochanymi w sobie wojownikiem i księżniczką. Iztaccíhuatl zmarła po dojściu do niej nieprawdziwej wieści, jakoby jej ukochany poległ w walce. Gdy ten wrócił, zabrał jej ciało w góry, by tam pogrzebać siebie i ją. Bogowie, litując się nad ich losem, zamienili oboje w góry – uśpioną Iztaccíhuatl i niekiedy w gniewie wyrzucającego z siebie chmury ognia i popiołu Popocatépetla.
Do Acapulco dojechaliśmy o godzinie 15.00. Po wyjściu z autokaru od razu odczuliśmy ponad 30-stopniowy upał. Ale nie był on dla nas żadną przeszkodą, bo mieszkamy przez dwa dni w pięknym hotelu El Cano nad samym Oceanem Spokojnym. Mamy prywatną plażę hotelową, basen i serwis all inclusive. Całe popołudnie i wieczór spędziliśmy więc na kąpieli w oceanie i piciu najróżniejszych kolorowych drinków. Jest cudownie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz