Dotarliśmy do Buenos Aires!
Lot z Madrytu trwał 13 godzin i był bardzo spokojny. Stolica Argentyny przywitała nas ciepłem (ponad 200C) i deszczem. Na lotnisku czekała na nas Maria, która będzie naszą przewodniczką. Okazało się bowiem, że jednak będziemy zwiedzać Buenos Aires, tyle tylko, że w drodze powrotnej. Będziemy wtedy na mieście całe popołudnie i część kolejnego dnia, gdyż lot powrotny mamy dopiero po południu.
Tak więc z lotniska, pojechaliśmy do hotelu Waldorf, który znajduje się w centrum. Maria powiedziała nam, że od 3 dni w Buenos Aires pada, a w zasadzie leje z malutkimi przerwami, deszcz i tak naprawdę niczego nie straciliśmy i być może to nawet lepiej, że zwiedzanie przesunęło się na koniec wyjazdu.
W hotelu nie mieliśmy zbyt wiele czasu. Zdążyliśmy wziąć prysznic, przebrać się, zdrzemnąć około godzinki, zjeść śniadanie i już musieliśmy jechać, tym razem na lotnisko krajowe, które znajduje się nad samym ujściem La Platy, skąd odbyliśmy ostatnią już część naszej czteroetapowej, samolotowej podróży do najdalej na południe wysuniętego miasta na świecie - Ushuaia, znajdującego się na Ziemi Ognistej.
Do Ushuai dolecieliśmy o 15. Miasto powitało nas piękną, słoneczną pogodą i temperaturą około 200C. Spod lotniska zabrał nas hotelowy autobus. Nasz hotel nazywa się Arakur i znajduje się na wzgórzu ponad miastem. W rankingach uznawany jest za najlepszy hotel w mieście. Chyba wystarczy jak napiszę, że jest to hotel pięciogwiazdkowy i wstawię kilka zdjęć zrobionych w jego wnętrzu. Roztacza się z niego przepiękna panorama na Kanał Beagle i miasto Ushuaia.
Po rozpakowaniu się w pokojach, poszliśmy na zwiedzanie miasta. Pierwszym miejscem, do którego postanowiliśmy pójść była restauracja Casimiro Biguá, w której zamówiliśmy zestaw grillowanych i pieczonych nad ogniskiem mięs. W końcu to Argentyna – ojczyzna najlepszej na świecie wołowiny. Mięsa dostaliśmy tyle, że go nie przejedliśmy. Poprosiliśmy o zapakowanie niezjedzonej części na wynos. Albo zjemy ją jutro, albo podzielimy się z tutejszymi psami. Jest ich w mieście bardzo dużo. Wystarczy je chwilkę pogłaskać i już idą za tobą przez dobrych kilkaset metrów. Przy czym wcale nie wyglądają na zaniedbane, ani bezdomne.
Po najedzeniu się do syta poszliśmy zwiedzać miasto, które nie jest zbyt wielkie. Udaliśmy się najpierw drogą wzdłuż portu i Kanału Beagle, a później weszliśmy na główną turystyczną ulicę miasta - Av. San Martín w poszukiwaniu pamiątek. Po ich zakupie usiedliśmy jeszcze napić się piwa, po czym wróciliśmy około 22 do hotelu.
Ale to nie był jeszcze koniec atrakcji na dzisiaj. Zanim położyliśmy się spać poszliśmy jeszcze do hotelowego basenu. Jego część znajduje się na zewnątrz. Roztaczają się z niej przepiękne widoki na całe miasto. Nocą wygląda to jeszcze ładniej niż za dnia. Przed północą wróciliśmy do swoich pokojów.
Jutro rano jedziemy zwiedzać Park Narodowy Ziemi Ognistej, a po południu zostaniemy zaokrętowani na statku i wieczorem wypłyniemy w rejs na Antarktydę!
A ponieważ dzisiaj są Walentynki, to życzę wszystkim zakochanym wszystkiego najlepszego i spełnienia wszystkich marzeń!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz