niedziela, 19 lutego 2017

Wyprawa na Antarktydę - dzień 8

Dzisiaj rano dopłynęliśmy do Wyspy Cuverville. Znajduje się na niej jedna z największych kolonii pingwinów na Antarktydzie. Żeby do niej dopłynąć musieliśmy oczywiście skorzystać z Zodiaków, czyli pontonów. Zwiedzanie wyspy zajęło nam około półtorej godziny. Najpierw, blisko brzegu, podziwialiśmy młode, często nieopierzone jeszcze pingwiny przebywające w wielkich stadach. Później poszliśmy wyznaczoną przez przewodników ścieżką na okoliczne wzgórza, z których roztaczała się przepiękna panorama na całą zatokę, po której leniwie pływały sobie mniejsze i większe góry lodowe. Wreszcie zobaczyłem, jak odpada do morza kawałek góry lodowej. Nie udało mi się tego nagrać, ale ciągle mam nadzieję, że jeszcze będę miał taką okazję.

Podczas powrotu pontonem mieliśmy jeszcze półgodzinną wycieczkę, podczas której podziwialiśmy przepiękne góry lodowe i wylegujące się na nich wielkie foki krabojady. Widoki niesłychane.

Po lunchu podpłynęliśmy do sąsiedniej zatoki Orne Harbour i poszliśmy na kajaki. Startowaliśmy ze stałego lądu, a konkretnie z Półwyspu Arctowskiego. Płynęliśmy sobie wzdłuż wybrzeża, podziwiając lodowiec schodzący do morza, oraz bawiące się przy brzegu uchatki, pingwiny i, tym razem również kormorany. Po około godzinie wiosłowania zaczęliśmy wracać do zatoki. Gdy już byliśmy na jej wysokości zobaczyłem pływające w oddali wieloryby. Przewodnik powiedział, że mamy wystarczająco dużo czasu, żeby podpłynąć trochę bliżej w ich kierunku. Były jednak na tyle daleko, że nie mieliśmy szans zobaczyć ich z bliska. I wtedy zobaczyłem kilkadziesiąt metrów przed naszym kajakiem wystające ponad wodę cielsko wieloryba. Gdy do niego podpływaliśmy coraz bliżej, nie reagował w ogóle. Okazało się, że… spał sobie smacznie. Za parę chwil byliśmy już kilka metrów od niego. Niesamowite przeżycie. Obserwowaliśmy go dobrych kilka minut aż w końcu się obudził. Parę razy nurkował i wypływał na powierzchnię, aż w końcu zanurkował na dobre machając do nas na pożegnanie swoim ogromnym ogonem. Wszystko udało mi się nagrać!

Wczoraj na tarasie mieliśmy lunch, a dzisiaj zrobiono nam tam kolację. Były różne rodzaje mięs z grilla i przepyszne desery. Nie wiem czy już o tym pisałem, ale jedzenie na statku jest obłędne. W ogóle firma Poseidon, która organizuje wyprawy na Antarktydę jako jedna z 20 firm mających zezwolenie IAATO (Międzynarodowej Antarktycznej Organizacji Turystycznej) jest chyba najbardziej profesjonalną spośród nich wszystkich. Wszystko jest zorganizowane perfekcyjnie. Codziennie odbywają się liczne prezentacje, a ilość języków, na które są one tłumaczone jest uzależniona od ilości osób z danego kraju na konkretnym rejsie. Wszyscy uczestnicy rejsu dostali na własność specjalnie przygotowane na antarktyczne warunki pogodowe czerwone parki, w których mamy obowiązek, ze względów bezpieczeństwa, wychodzić na wszystkie lądowe zejścia. Za każdym razem musimy odznaczać swoje wyjście i powrót za pomocą specjalnej, elektronicznej karty, którą dostaliśmy na początku rejsu. Każdego dnia realizowany jest, ogłoszony dzień wcześniej program minutowy. Codziennie przygotowywane są, w zależności od warunków pogodowych, dwa albo nawet trzy warianty tego programu. Kajuty mamy sprzątane kilka razy dziennie. Po każdym powrocie z zewnętrznych aktywności czeka na nas gorąca herbata – za każdym razem o innym smaku! Oprócz śniadania, lunchu i kolacji podawane są jeszcze przekąski i ciastka. W nieograniczonej ilości możemy sobie pić herbatę i kawę. Po prostu pełen profesjonalizm.

A wracając do kolacji na tarasie. Skończyła się ona, a jakże by inaczej, oglądaniem i filmowaniem pływających wokół statku wielorybów. Jest ich tutaj tak dużo, że w pewnym momencie zrezygnowałem z ich dalszego oglądania i poszedłem spać… 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Puszcza Kozienicka i Kozienice