sobota, 18 lutego 2017

Wyprawa na Antarktydę - dzień 7

Dziś od rana jest przepiękna pogoda. Zero wiatru, błękitne niebo, a wokół zakotwiczonego już w zatoce Cierva Cove statku pływa sobie leniwie pak lodowy. Jest też jedna duża góra lodowa i parę mniejszych. Zaraz idziemy pływać na kajakach po raz pierwszy :).

Już jesteśmy po pierwszych kajakach. To niesamowite, że obrazki, które do tej pory znało się tylko z filmów przyrodniczych, przesuwają się przed twoimi oczami „na żywo”. Możesz zobaczyć to wszystko, poczuć, dotknąć. Foka bawi się z tobą i pływa wokół kajaka jakby była w ogrodzie zoologicznym, a pingwin raz po raz wyskakuje sobie z wody, by zaraz w niej zniknąć. Kajak przepływa sobie leniwie po paku lodowym, raz po raz uderzając w co większe bryłki lodu, trzeba manewrować pomiędzy większymi górkami lodowymi i pilnować, żeby nie podpłynąć za blisko do którejś, bo ta w każdej chwili może chcieć się obrócić w wodzie, powodując przy tym wiele hałasu i stwarzając zagrożenie wywrócenia kajaka. Nadal nie wierzę, że naprawdę tutaj jestem! Jest cudownie!

Dzisiejszy lunch, w związku z piękną, słoneczną pogodą, został przygotowany na zewnątrz, na rufie statku. Zajadając się cheesburgerami, oglądaliśmy przepływające wokół statku humbaki. W drodze do kolejnego punktu podróży oprócz humbaków, towarzyszyły nam też piękne góry lodowe.

Po południu dopłynęliśmy do kolejnego punktu – zatoki pełnej gór lodowych. To właśnie tutaj, na Portal Point, mamy po raz pierwszy stanąć na stałym lądzie Antarktydy.

Nasza grupa poszła najpierw na kajaki. Pogoda cały czas była znakomita. Tym razem płynęliśmy wzdłuż wybrzeża, podziwiając bawiące się z nami foki. Towarzyszyły nam przez całą podróż, pływając i bawiąc się pomiędzy kajakami. Wyglądało to tak, jakby chciały nas oprowadzić po swoim królestwie i pokazać najciekawsze jego miejsca.

Po kajakach zeszliśmy w końcu na stały ląd. Przeszliśmy niewielki jego fragment, bo przecież dzisiejszej nocy będziemy tutaj jeszcze nocować! Ale zanim to nastąpiło, to wróciliśmy na statek na oficjalne spotkanie z załogą statku, przy tradycyjnej lampce szampana, związane ze szczęśliwym dopłynięciem do stałego lądu Antarktydy. Poznaliśmy najważniejsze osoby na statku, na czele z kapitanem, który jest Ukraińcem. Po tym spotkaniu i po kolacji trzeba było już szykować się do wyjścia na nocowanie. Zabraliśmy więc przygotowane wcześniej śpiwory i przeciwdeszczowe okrycia i udaliśmy się na miejsce noclegu.

Żeby nie było za łatwo najpierw musieliśmy wykopać sobie dołek, który miał chronić nas przed wiatrem. Gdy to zrobiliśmy, zrobiło się już na tyle późno, że trzeba było iść spać. Mi spało się całkiem nieźle, ale większość pozostałych osób (a było nas około 40 osób) narzekała, że nie mogła zasnąć. Szczęśliwie nie musiałem korzystać w nocy ze specjalnie przygotowanej toalety (beczki), choć mogłoby to być całkiem ciekawe doświadczenie.

Pobudka była już o 5 rano. Noc minęła spokojnie. Niebo tym razem przykryte było niskim chmurami, ale nie padało. Trzeba było się spakować, zakopać dołek, żeby pozostawić swoje miejsce w stanie nienaruszonym i pontonami wrócić na statek. Przed samym wejściem na pontony słyszeliśmy huk odpadającej góry lodowej. Ci co nie mogli spać mówili, że w nocy słychać ich było dużo więcej. Po powrocie na statek, przed śniadaniem, zdążyliśmy jeszcze trochę dospać w swoich kajutach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Puszcza Kozienicka i Kozienice