Rano nogi bolały bardzo mocno, ale cóż czynić. Trzeba jechać zwiedzać dalej. Na rano zaplanowaliśmy sobie wizytę w Dobszyńskej Jaskini Lodowej. Znajduje się ona na południowym krańcu Słowackiego Raju, więc dojazd do parkingu przy niej, wąskimi lokalnymi drogami, zajął nam około 45 minut. Z parkingu trzeba jeszcze było podejść około pół godziny ostro w górę, co było „miodem” na nasze wymęczone wczorajszym dniem nóżki.
Dobszyńska Jaskinia Lodowa należy do najcenniejszych jaskiń lodowych na świecie. Od roku 2000 znajduje się na liście światowego dziedzictwa UNESCO. Wejście do jaskini znajduje się na północnym zboczu góry Ducza usytuowane jest na wysokości 969,5 m n.p.m. Jaskinia osiąga długość 1483 metrów, a udostępnionych dla zwiedzających jest 515 metrów. Korytarze i sale jaskini od otworu wejściowego opadają w dół, co w połączeniu z północnym położeniem jaskini, umożliwia w zimowym czasie opadanie zimnego powietrza i całkowite ochłodzenie pomieszczeń. Jaskinia ma kilka wypełnionych lodem części: zlodowaciała Mała i Wielka Sala, Korytarz Ruffiniego i Komora Zawalona (Zrútený dóm). Pozbawione lodu części to: Sala Kroplowa i Biała, Komora Sucha, Kroplowa Piwnica i Piekło. Temperatura powietrza w zalodzonej części Wielkiej Sali wynosi od -3,8 do +0,5 °C. Ciekawostką jest fakt, że aż do 1946 roku można w niej było jeździć na łyżwach przez cały rok. W latach 50-tych trenował tam znany czechosłowacki łyżwiarz Karol Divín oraz wojskowi łyżwiarze szybcy. Za zdjęcia w jaskini trzeba było zapłacić aż 10 euro, więc zrezygnowaliśmy z tej przyjemności, choć i tak zrobiłem kilka telefonem, mimo zaciekłego sprawdzania i pilnowania przez słowacką strażniczkę.
Po zwiedzeniu jaskini pojechaliśmy do miejscowości Podlesok, skąd ruszyliśmy zdobywać wąwóz Suchá Belá. Pogoda piękna więc maszerowało się też fajnie. Ale niestety tylko około godziny, do pierwszego wodospadu i pierwszej drabinki. Tam oczom naszym ukazała się ogromna kolejka ludzi czekających na wejście na drabinkę. Stania było na około godzinę, więc po jakichś 10 minutach oczekiwania, podczas których przemieściliśmy się do przodu jakieś 10 metrów postanowiliśmy zrezygnować z dalszej części i wrócić na parking. Przykro, ale tak chyba było najrozsądniej. Naprawdę nie mamy przyjemności zwiedzania w takich okolicznościach.
Wsiedliśmy więc do samochodu i powoli ruszyliśmy w kierunku naszego pensjonatu. Po drodze zatrzymaliśmy się na pięknej polanie z belami zebranego siana, na których zrobiliśmy sobie krótką sesję zdjęciową.
A już po sesji, dosłownie kilka minut później, w miejscowości Spiski Czwartek (Spišský Štvrtok), za jednym z zakrętów naszym oczom ukazała się piękna kościelna wieża. Ponieważ przejeżdżaliśmy tuż obok to zdecydowaliśmy się podjechać pod kościół i go obejrzeć. Dzięki przypadkowemu spotkaniu księdza z Polski, który właśnie wychodził z budynku kościelnego obok kościoła z młodym słowackim księdzem, udało nam się zwiedzić kościół.
Jest to kościół świętego Władysława z XIII wieku – pierwotnie romańsko-gotycki, w XVII i XVIII wieku poddany przebudowie barokowej. Konstrukcja świątyni jest jednonawowa, a dzisiejszy wygląd zawdzięcza renowacji po pożarze pod koniec XIX wieku. Wieża z neogotyckim zakończeniem (również z końca XIX wieku) jest charakterystyczna dla rejonu Spiszu. Wyposażenie jest głównie barokowe – główny ołtarz świętego Władysława z 1704 roku, boczne ołtarze są z połowy XVIII wieku, podobnie jak ambona i krucyfiks.
Jednak najcenniejszym obiektem jest kaplica rodu Zapolskich z 1473 roku, przylegająca do kościoła, uważana za arcydzieło sztuki gotyckiej. Wzorowana jest na francuskich kaplicach dworskich. Jej architektem był mistrz Puchspaum, który budował też katedrę wiedeńską. Kaplica jest dwukondygnacyjna. Główny neogotycki ołtarz górnej kaplicy pochodzi z końca XIX wieku i zawiera w sobie gotycki obraz Zaśnięcia Maryi Panny, malowany na drewnie, z połowy XV stulecia. Jest to prawdopodobnie fragment większego ołtarza gotyckiego. Późnogotycka Pieta z XVI wieku została wykonana przez kogoś z otoczenia Mistrza Pawła z Lewoczy. W dolnej kaplicy jest jeszcze jedna Pieta, w stylu barokowym, służąca tam jako mały ołtarz (w okresie Wielkanocy służy jako „Boży Grób”). Po dość przypadkowym, niezaplanowanym zwiedzaniu wróciliśmy do pensjonatu, w którym spędziliśmy resztę wieczoru.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz