Dzisiaj mogliśmy pospać trochę dłużej. Na zwiedzanie Isfahanu ruszyliśmy dopiero o godzinie 9.00. Na początek pojechaliśmy do meczetu piątkowego. Jest to jeden z najstarszych meczetów w Iranie, którego kształt zmieniał się na przestrzeni wieków, w zależności od panujących w Iranie dynastii. Został zbudowany na fundamentach dawnej świątyni zoroastryjskiej. Jest to jeden z największych powierzchniowo meczetów na świecie. Jego powierzchnia wynosi 20 tys. m2. Jego obecny kształt pochodzi z XI wieku, z okresu panowania Seldżuków. Usytuowana na dziedzińcu meczetu fontanna swoim kształtem nawiązuje do Kaaby znajdującej się w Mekkce. Jedną z najcenniejszych części jest z kolei ozdobiony koranicznymi wersami mihrab, czyli nisza, która wskazuje w meczecie kierunek do Mekki. Po wyjściu z meczetu mieliśmy jeszcze pół godziny czasu wolnego na drobne zakupy na bazarze, po czym wróciliśmy do autokaru.
Po wizycie w meczecie odwiedziliśmy muzeum tradycyjnych instrumentów muzycznych z Iranu. W przewodnikach trudno znaleźć informacje na temat tego muzeum, ale warto je odwiedzić, chociażby ze względu na to, że po obejrzeniu naprawdę bogatej i ciekawej kolekcji, można posłuchać mini koncertu tradycyjnej muzyki irańskiej. My trafiliśmy na bardzo fajny zespół pięciu młodych chłopaków, którzy umilili nam pobyt w muzeum kilkunastominutowym występem.
Spod muzeum przeszliśmy na Plac Naqsh-e Jahan (Plac Imama). Nazwę placu tłumaczy się jako „obraz świata”. Oficjalna nazwa – Plac Imama – została narzucona po rewolucji islamskiej w 1979 roku, ale mieszkańcy do dziś i tak częściej używają starej nazwy. Jest to jeden z największych placów miejskich na świecie. Powstał na początku XVII wieku, po przeniesieniu tu stolicy z Kazwinu przez szacha Abbasa I Wielkiego. Na przestrzeni wieków plac pełnił przeróżne funkcje. Organizowano na nim grę w polo, odbywały się tu również wszystkie najważniejsze wydarzenia państwowe. Obecnie jest to miejsce tętniące życiem. Szczególnie widać to wieczorami, kiedy Irańczycy przychodzą tu tłumnie całymi rodzinami, by posiedzieć na placu, zjeść wspólnie posiłek, porozmawiać, a nawet pograć w piłkę nożną czy siatkówkę. Cały plac otoczony jest arkadową zabudową, a na jego środku znajduje się fontanna. Pod arkadami, wokół całego placu ciągną się sklepiki i kramiki, które są już w zasadzie częścią bazaru Qejsarije, który ciągnie się stąd na długości ponad 2 kilometrów w kierunku meczetu piątkowego. Główna brama bazaru znajduje się w północnej części placu. Na bazarze można kupić praktycznie wszystko: rękodzieło, biżuterię, magnesy, dywany i dywaniki, obrusy, ceramikę, odzież, przyprawy, owoce i warzywa i milion różnych innych rzeczy.
Na placu znajdują się również dwa meczety i pałac. W południowej części placu zlokalizowany jest meczet Imama (meczet Szacha). Jest to największy meczet powstały w czasach panowania Safawidów. Posiada on również jedną z największych kopuł w Iranie. Kolejnym meczetem jest meczet Szejcha Lotfollaha, który stoi na wschodniej ścianie placu, naprzeciw pałacu. To właśnie ten meczet najczęściej pojawia się na zdjęciach reklamujących Iran. Ciekawostką jest fakt, że nie ma on charakterystycznego dziedzińca ani minaretów. Prawdopodobnie związane jest to z tym, że korzystała z niego jedynie rodzina królewska. Naprzeciw meczetu Szejcha Lotfollaha znajduje się pałac Ali Qapu. Był on oficjalną siedzibą Abbasa I Wielkiego. Pałac składa się z trzech poziomów i ma taras wsparty 18 drewnianymi kolumnami, z którego rozpościera się bardzo ładny widok na cały plac.
Na placu mieliśmy aż 4 godziny czasu wolnego. Mieliśmy czas do godziny 18.00. Ponieważ nie planowaliśmy zwiedzać wewnątrz dwóch wspomnianych wcześniej meczetów ani pałacu, to zdecydowaliśmy, że po zrobieniu „pamiątkarskich” zakupów na bazarze, pójdziemy na spacer w kierunku rzeki Zajande (a właściwie to koryta rzeki, bo wody w rzece nie było wcale) zobaczyć tutejsze historyczne mosty. Przejście całego bazaru wokół placu, wraz z zakupami, zajęło nam godzinę. Później udaliśmy się w kierunku pierwszego mostu – mostu Trzydziestu Trzech Łuków.
Jest to najbardziej znany i jednocześnie najczęściej fotografowany most w Isfahanie. Ma on ponad 300 metrów długości i został zbudowany w latach 1599-1602. Most ten łączy bulwar Czahar Baq z dzielnicą ormiańską w południowej części miasta.
Kiedy przeszliśmy przez most zaczął kropić drobny deszcz. Nadrzecznym bulwarem poszliśmy w kierunku kolejnego mostu – mostu Drewnianego. Wybudowany został w roku 1655 przez Abbasa II i służył wyłącznie szachowi, który przechadzał się nim pomiędzy swoimi ogrodami. Stąd już widać było trzeci most – most Chodżu. Gdy do niego dochodziliśmy natura sprezentowała nam piękny spektakl. Wychodzące zza chmur słońce, w połączeniu z kroplami padającego deszczu, rozświetliło most przepiękną tęczą. Most Chodżu ma tylko nieco ponad 100 metrów długości, ale uznawany jest za najpiękniejszy most Isfahanu. Został wybudowany około roku 1650, również przez Abbasa II. Wraz z mostem 33 Łuków spełniał również rolę tamy, dzięki której kontrolowano poziom wody w rzece.
Na moście Chodżu, szczególnie w jego dolnej części, panuje wieczorami bardzo swojska atmosfera o czym mieliśmy się przekonać wieczorem, gdy przyszliśmy tu raz jeszcze z całą grupą. Bardzo często bowiem spotykają się tutaj Irańczycy śpiewając sobie w grupach tradycyjne piosenki, tańcząc i bawiąc się, często przy akompaniamencie różnych perskich instrumentów. Z mostu Chodżu wróciliśmy już na plac Naqsh-e Jahan, gdzie spędziliśmy ostatnią godzinę czasu wolnego. Minęła nam ona bardzo szybko, gdyż podchodziło do nas wielu Irańczyków zaciekawionych bardzo rzadko spotykanymi tu turystami, którzy chcieli sobie z nami zrobić zdjęcie, wypytywali nas skąd jesteśmy, czy nam się tutaj podoba i po prostu chcieli z nami chwilę porozmawiać. Niebawem zaczęło się ściemniać i plac stopniowo zaczął być rozświetlany, co spowodowało, że zrobił na nas jeszcze większe wrażenie niż za dnia i zanim zdążyliśmy nacieszyć się jego widokiem, to już trzeba było iść na zbiórkę.
Dzisiejszą kolację jedliśmy w zlokalizowanej bardzo blisko placu klimatycznej knajpce-herbaciarni, wystrojonej tysiącami najróżniejszego rodzaju lamp, lampeczek, czajników i innych staroci. Po kolacji wsiedliśmy do autokaru, by przed powrotem do hotelu zobaczyć opisane już wcześniej przeze mnie mosty. Gdy do nich jechaliśmy byliśmy świadkami, jak na jedynym z placów policja prowadziła jakąś akcję, prawdopodobnie związaną z odbywającymi się obecnie w całym Iranie protestami przeciwko władzom i przeciw obowiązującemu od czasów rewolucji islamskiej nakazowi noszenia przez kobiety hijabu (hidżabu), czyli nakrycia głowy. W protestach tych, według nieoficjalnych danych, władze zabiły dotychczas już ponad 300 osób, a kolejnych kilkanaście tysięcy trafiło do więzień. Kilka dni temu parlament Irański przegłosował dla nich karę śmierci, która wciąż tu obowiązuje, jednak nie jest to jeszcze decyzja wiążąca, więc zobaczymy dopiero w Polsce jak sytuacja się rozwinie, choć oficjalne informacje z Iranu docierają do reszty świata w bardzo okrojonej wersji. Panuje tu bowiem wszechobecna cenzura, a władza kontroluje większą część Internetu, blokując niepożądane dla siebie strony, w szczególności wszelkie komunikatory i informacyjne strony spoza Iranu.
Gdy dotarliśmy w końcu na mosty to zrobiliśmy sobie po nich spacer. Najpierw przeszliśmy mostem 33 Łuków, by następnie podjechać na most Chodżu. Tutaj mieliśmy 20 minut czasu wolnego, żeby samodzielnie go zobaczyć. Ponieważ w ciągu dnia szliśmy z Dorotą tylko górą, to teraz postanowiliśmy pójść również dołem. W pewnym momencie usłyszeliśmy, że pod filarami mostu, jakaś grupa osób śpiewa piosenki. Podeszliśmy zobaczyć bliżej jak to wygląda. Okazało się, że kilkudziesięciu Irańczyków, głównie ormiańskiego pochodzenia, siedzi sobie lub tańczy i śpiewa różne przyśpiewki i piosenki. Tak po prostu, dla zabawy, żeby miło spędzić czas. Gdy podeszliśmy blisko centralnej części imprezy zobaczyli nas – obcokrajowców i od razu zaprosili mnie na środek, żebym zaczął im coś mówić o sobie i tańczyć z nimi. Było mi trochę głupio ale się zgodziłem. Przez chwilę byłem więc gwiazdą wieczoru pod mostem Chodżu w Isfahanie. Szkoda, że Irańczycy nie mają powszechnego dostępu do Facebooka i Instagrama, bo może stałbym się sławny na cały świat, albo przynajmniej Iran 😂.
Po tych mostowych wrażeniach wróciliśmy już do hotelu i poszliśmy spać. Jutro ostatni dzień zwiedzania Iranu, a potem czeka nas już tylko powrót do Polski.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz