poniedziałek, 30 maja 2016

Pogoria – dzień 7

Dzisiaj kolejny cały dzień płynięcia. Nasza wachta nawigacyjna przypadła na godziny poranne. Byliśmy wtedy mniej więcej na wysokości Rotterdamu. Wiatr i fale były coraz większe, a widoczność spadła do około jednej mili morskiej, czyli niecałych 2 kilometrów. Statkiem rzucało we wszystkie strony. Momentami wiało siódemką i ósemką. Choć to jeszcze nie sztorm, to spora część załogi mocno to odchorowała. T. od wczoraj też jest chora, ale nie przez chorobę morską, a przez silne przeziębienie, którego nabawiła się przez paskudną pogodę. Miejmy nadzieję, że nic poważniejszego Jej nie będzie i lada dzień wróci do zdrowia.  Chyba Pogoria Jej się nie spodoba…

Przy obiedzie ciężko było jeść zupę, bo wylewała się brzegami talerza. Pojedyncze, mocniejsze wahnięcia, przesuwały i wywalały naczynia. Jedno z nich doprowadziło do wylania zup, gulaszów i wszystkiego, co było płynne. Wachta gospodarcza miała co sprzątać. A po obiedzie nadal to samo. Leżenie, spanie, jedzenie, nawigowanie, leżnie, spanie, jedzenie, nawigowanie… i tak w kółko. Wiatr po południu wzmógł się do ósemki i mamy już sztorm. W kolejnych godzinach ma się ponoć uspokajać, a jak będzie to zobaczymy…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Poleski Park Narodowy - niedziela