Po śniadaniu wyjechaliśmy w kierunku Mandawy. Po około 2 godzinach drogi zatrzymaliśmy się w miasteczku Rewari. Wyszliśmy sobie na pół godziny na miejscowy targ. Coś niesamowitego. Prawdziwe Indie. Gwar, smród, bród, krowy na ulicach, mnóstwo ludzi i wszystkiego. Po tym krótkim przerywniku pojechaliśmy dalej w kierunku Mandawy.
Do Mandawy dojechaliśmy w godzinach wczesnopopołudniowych. Mandawa to dawne kupieckie miasto założone w XVIII wieku w północno-wschodniej części Radżasthanu. Półpustynna kraina, położona na przecięciu szlaków karawan z portów stanu Gudżarat oraz Indii Środkowych i Delhi, stała się ważnym ośrodkiem handlu opium, bawełną i przyprawami. Przybywali tu kupcy z całych Indii, by nawiązać biznesowe kontakty z karawanami zmierzającymi w głąb lądu. Kupcy, którzy na handlu opium dorobili się niewyobrażalnych majątków, wznosili tu rozległe rezydencje, tzw. haveli, co z perskiego dosłownie znaczy „zamknięte miejsce”.
Haveli budowane były w irańsko-perskim stylu architektonicznym, zgodnie z zasadami feng shui. Typowe haveli w regionie Shekhawati posiadają dwa wewnętrzne dziedzińce - zewnętrzny dla mężczyzn oraz wewnętrzny zarezerwowany wyłącznie dla kobiet. Największe haveli miały trzy, a nawet cztery dziedzińce. Fasady i wnętrza budowli były bogato zdobione unikatowymi malowidłami, które nawet dziś przyprawiają o zawrót głowy. Większość z nich pochodzi z XVIII-XX w. To największa kolekcja fresków na świecie, dzięki której region ten zyskał miano radżasthańskiej galerii sztuki pod gołym niebem.
Ściany haveli odzwierciedlają chwałę i bogactwo minionej epoki. Każde okno, drzwi, dziedziniec i krużganek zdobią jaskrawe malowidła. Można tu podziwiać wizerunki hinduskich bóstw, zwierząt, scenki rodzajowe, walkę dobra ze złem, portrety kolonizatorów, sceny mitologiczne czy historyczne. Dużo tu koloru niebieskiego, który w Indiach jest symbolem dobrobytu i bogactwa. Przed wyjazdem z miasta poszliśmy jeszcze do kantoru wymienić pieniądze.
Dzisiejszy nocleg mieliśmy w ładnie położonym kompleksie hotelowym Hotel Desert N Dunes. Przed kolacją skorzystałem sobie z hotelowego basenu, który nie był najczystszy, ale mam nadzieję, że mi nic nie będzie. A po kolacji mieliśmy krótkie przedstawienie teatrzyku lalek oraz występ miejscowych artystów, a w zasadzie małej dziewczynki, która tańczyła przy akompaniamencie muzyki swojego ojca albo dziadka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz