wtorek, 23 lipca 2019

Indie - dzień 9












Dzisiejszy dzień w całości poświęciliśmy na zwiedzanie Udajpuru. Najpierw pojechaliśmy do znajdujących się na północy miasta ogrodów Sahelion Ki Bari, czyli ogrodów pokojówek. Zgodnie z legendami ogród został zaprojektowany przez króla Rana Sangram Singh dla swojej żony. W rzeczywistości królowej towarzyszyło jednak 48 pokojówek, które były kochankami króla. Aby zapewnić im przyjemne chwile z dala od politycznych intryg dworu, król nakazał wybudować im te ogrody. Królowa, wraz ze swymi pokojówkami i towarzyszkami przychodziła tu na spacery i spędzała swój wolny czas. Dzisiaj ogrody są popularnym miejscem spędzania wolnego czasu przez miejscowych. Zwiedza je także coraz więcej turystów.

Następnie podjechaliśmy pod pałac miejski, przepięknie położony nad jeziorem Pichola. Jezioro Pichola znajduje się w pobliżu miasta Udaipur, a jego nazwa pochodzi od pobliskiej wioski Picholi. To jedno z licznych z jezior w okolicy, które zostało stworzone przez ludzi w XIV wieku, aby dostarczać wodę pitną do miasta. Znaleźć tu można kilka wysp: Mohan Mandir, Arsi Vilas, Jag Mandir i Jag Niwas. Najpierw zaplanowany mieliśmy rejs łódką po jeziorze, połączony ze zwiedzaniem pałacu na wyspie Jag Mandir, czyli "Pałac Ogrodu na Jeziorze". Został zbudowany w XVI wieku, by uczcić ostatniego Maharadżę Jagata Singha. Pałac często jest wynajmowany jako pałac ślubów. Tutaj niedawno ślub brała między innymi córka Armaniego. Przepływaliśmy również obok hotelu na wyspie Jag Niwas. Hotel nosi nazwę „Pałac na Jeziorze”. To luksusowy hotel zbudowany w XVIII wieku pod kierownictwem Maharadży Jagata Singha II w którym kręcono jeden z filmów o Jamesie Bondzie – „Ośmiorniczka”.

Zdecydowanie najważniejszym punktem na mapie miasta jest jednak Pałac Miejski (City Palace), który powstawał w sposób ciągły przez czterysta lat i ukończony został w połowie szesnastego wieku. Indie odzyskały niepodległość od Brytyjczyków w 1947 roku. To w tym roku cała masa niewielkich królestw, które tworzyły subkontynent w przeszłości, zjednoczyła się w jednym organizmie państwowym. Dotyczyło to także królestwa Mewar, które rozciągało się na ziemiach Radżasthanu. Mewarska rodzina królewska straciła już swoje przywileje oraz tytuły, jednak pozostała właścicielem pałacu w Udajpurze przekształcając jego elementy w części udostępnione zwiedzającym oraz w luksusowe hotele. Właścicielem pałacu jest Maharadża Arvind Singh Mewar.

Jest to gigantyczny kompleks, który uznawany jest za największy tego typu w całym Radżasthanie. Oprócz bogato dekorowanych sal, wspaniałych przestrzeni publicznych, czy całego bogactwa zgromadzonego w środku, warto dostać się na najwyższe partie kompleksu, aby podziwiać widoki na jezioro oraz okalające miasto wzgórza. Współcześnie, pałace tego typu, określane jako bajkowe i romantyczne, w gruncie rzeczy w przeszłości były czymś z goła innym. Powstawały one na rzecz możnych rodów rządzących królestwem i w wyniku wyzysku ziem. Lud do pałacu wstępu nie miał. Na szczęście dziś jego wnętrza może zobaczyć każdy. My zrobiliśmy to po naszym rejsie, podziwiając jeszcze po drodze zwisające na drzewach w ogromnych ilościach wielkie nietoperze.

Z pałacu przeszliśmy do znajdującej się nieopodal świątyni Wisznu Jagdish Temple. Jest to bardzo popularna atrakcja turystyczna, największa świątynia w mieście i doskonały przykład hinduskiej ikonografii. Została zbudowana przez Maharana Jagat Singh w połowie XVII wieku. Aby się do niej dostać, trzeba wspiąć się na 32 marmurowe schody. Budynek ozdobiony jest niesamowitymi rzeźbami, można tu również znaleźć trzy piętra ręcznie rzeźbione w kamieniu o wysokości prawie 79 stóp. Cała świątynia Jagdish w Udaipurze prezentuje się naprawdę znakomicie i warto ją odwiedzić. Po jej zobaczeniu dostaliśmy ponad 2 godziny czasu wolnego, który wykorzystaliśmy na zakupy pamiątek i wizytę w restauracji, w której kupiliśmy sobie pyszną zupę oraz jeszcze lepsze mango lassi.

A po kolacji wyszliśmy jeszcze na krótki spacer, zobaczyć jak wygląda wieczorne życie w mieście. Nie chodziliśmy zbyt długo, bo ciągle ktoś do nas podchodził i żebrał. Najbardziej przykro nam się zrobiło, kiedy podeszły do nas dwie małe dziewczynki z balonami i poprosiły żebyśmy je od nich kupili. Nie wzięliśmy ze sobą żadnych pieniędzy, więc pokazaliśmy im puste kieszenie i powiedzieliśmy że nic nie mamy. Ja miałem ze sobą tylko otwartą paczkę chusteczek. Jedna z dziewczynek pokazała mi, że chce te chusteczki, więc je jej dałem. Bardzo się ucieszyła i podziękowała mi za nie…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Puszcza Kozienicka i Kozienice