sobota, 25 marca 2017

Nowa Zelandia - dzień 12

Dzisiaj działo się tyle, że nie wiem od czego mam zacząć pisać. Zacznę więc od… końca :).

Naszym punktem docelowym w dniu dzisiejszym była Zatoka (Fiord) Milforda (Milford Sound) i rejs statkiem po niej. Mieliśmy do niej około 250 kilometrów, a rejs zarezerwowany był na godzinę 14.45. Wyjechaliśmy wcześnie rano, więc teoretycznie mieliśmy bardzo duży zapas czasowy, ale wiedzieliśmy, że droga prowadzi przez wysokie góry oraz, że po drodze jest sporo ciekawych punktów do zobaczenia.

Postoje zaczęliśmy od zatankowania benzyny w Mossburn i nieplanowanego zatrzymania się na poboczu drogi, gdy zza zakrętu wyłoniły nam się pięknie oświetlone przez wschodzące słońce szczyty górskie, które dodatkowo skąpane były w chmurach. Od rana zresztą niebo było prawie całe zachmurzone i obawialiśmy się o pogodę nad Fiordem Milforda, gdyż panuje tam specyficzny mikroklimat i jest to najbardziej deszczowe miejsce z całej Nowej Zelandii. Deszcz pada tam prawie przez cały rok i bardzo mało jest dni ze słoneczną pogodą.

Nie myśląc o pogodzie ruszyliśmy dalej, tym razem na poszukiwanie miejsc związanych z kręceniem filmu „Władca Pierścieni”. Znaleźliśmy takie dwa w okolicy szlaku Kepler Trail, nad przepływającą tam między jeziorami Manapouri i Te Anau rzeką Waiau, która w filmie była rzeką Anduiną - najdłuższą rzeką północno-zachodniego Śródziemia, płynącą z Gór Szarych i Mglistych do Ethir Anduin. Kręcono tam między innymi początek drugiej części trylogii. Pojechaliśmy też chwilę wzdłuż szlaku Keplera i trafiliśmy na ciekawą plażę nad południowym brzegiem Jeziora Te Anau.

Kolejnym punktem widokowym była Eglinton Valley – rozległa polodowcowa dolina, na dnie której rosła pożółkła już trawa rodem z amerykańskich prerii. Brakowało tylko pasących się bizonów, choć i tutaj według znaków informacyjnych, około 150 lat temu, przepędzano bawoły.

Parę kilometrów dalej zatrzymaliśmy się przy Mirror Lakes. Jednak w przeciwieństwie do wczorajszego widoku, tutaj nie było widać żadnego efektu zwierciadła. Być może dlatego, że byliśmy już zbyt późno, a niebo przykryte było chmurami.

Dużo fajniejsze było kolejne jeziorko – Lake Gunn, do którego musieliśmy dojść kilkanaście minut przez przepiękny stary las. Już sam las zrobił na nas ogromne wrażenie, ale gdy dotarliśmy do miejsca, w którym z jeziora wypływała rzeka, to nie mogliśmy się napatrzeć na jej zmieniające się w świetle słońca kolory. Dodatkową atrakcją dla mnie było przejście tej zimnej rzeki wpław (woda sięgała mi do ud, więc musiałem zdjąć buty i spodnie), by po jej drugiej stronie podziwiać dużo ładniejsze widoki nad jeziorem. A no właśnie, napisałem wcześniej – „w świetle słońca” – bo właśnie w okolicy tego jeziora niebo niepostrzeżenie zrobiło się błękitne i momentalnie zrobiło się gorąco.

Aby dotrzeć nad Zatokę Milforda pozostało nam już tylko przejechać przez góry, których szczyty wznosiły się wokół drogi na wysokość ponad 2 tysięcy m n.p.m. Widoki po drodze były oczywiście nieziemskie i kilka razy zatrzymywaliśmy się na co ładniejszych punktach widokowych, żeby porobić zdjęcia. Gdy dotarliśmy na szczyt przełęczy niebo nadal było bezchmurne, ale nie wiedzieliśmy co zastaniemy po drugiej stronie ponadkilometrowego tunelu.

Na szczęście po drugiej stronie ogromnego masywu górskiego również było przepięknie i gorąco. Teraz pozostał nam już tylko kilkunastokilometrowy zjazd nad Milford Sound, skąd o 14.45 wyruszyliśmy w dwugodzinny rejs po przepięknym Zatoce Milforda, w którym oczywiście również kręcono niektóre sceny do „Władcy Pierścieni”. Nie ma co opisywać piękna tego fiordu, trzeba po prostu to zobaczyć! Mogę tylko napisać, że jesteśmy szczęściarzami – mieliśmy dziś w czasie całego rejsu piękną, słoneczną pogodę, co, jak już pisałem wcześniej, zdarza się tutaj naprawdę niezwykle rzadko, według przewodnika tylko kilka razy w roku.

W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się jeszcze na chwilę żeby zobaczyć wodospady na szlaku The Chasm, a później już bezpośrednio dojechaliśmy do miejscowości Te Anau, w której dzisiaj śpimy. Najpierw jednak zatankowaliśmy paliwo i zrobiliśmy zakupy – tym razem w sklepie  Freshchoice, bo Countdowna tutaj nie ma.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Puszcza Kozienicka i Kozienice