Wylot do Auckland mamy o godzinie 18. Do Bangkoku przylecieliśmy przed godziną 6 rano. Jak łatwo się domyślić 12 godzinny czas między lotami wykorzystaliśmy na krótki wypad do miasta. Podzieliliśmy się na dwie grupy. Jedni zwiedzali a drudzy chilloutowali :).
Ponieważ byłem już w Bangkoku wybrałem grupę drugą. Pojechaliśmy sobie najpierw taksówką do najbardziej znanego parku w mieście – Parku Lumpini, gdzie oglądaliśmy ludzi, którzy przychodzą tutaj rano aby ćwiczyć tai chi. Podziwialiśmy także warany, które w tutejszym parku, pełnym kanałów i oczek wodnych znalazły sobie doskonałe środowisko do życia.
Po wizycie w parku pojechaliśmy tuk tukami na Khaosan, czyli jedną z najbardziej znanych handlowych ulic w mieście, gdzie usiedliśmy napić się piwa. Najciekawiej ulica ta wygląda wieczorem i nocą, kiedy oświetlona jest neonami i tętni na niej życie. Z samego rana prawie wszystko było zamknięte i ulica wyglądała jak wyludniona. Po wypiciu piwa poszliśmy sobie na tajski masaż. Byliśmy w salonie zaraz obok hotelu Rambuttri Village, w którym mieszkałem, gdy byłem tutaj z A. i E. kilka lat temu. Godzina przyjemności minęła nam niestety zbyt szybko. Po masażu usiedliśmy żeby zjeść sobie Pad Thaia. Ja jeszcze kupiłem sobie później świeżego kokosa, a po jego wypiciu, taksówką pojechaliśmy już na stację metra, skąd dojechaliśmy na lotnisko.
Na lotnisku czekała na nas niemiła niespodzianka. Nasz samolot był opóźniony o prawie 4 godziny! Ja mam ostatnio jakiegoś pecha do opóźnionych lotów. Na szczęście tutaj nie przesiadamy się nigdzie dalej, więc nie musimy się niczym stresować. Po kilku godzinach oczekiwania w końcu wsiedliśmy do samolotu (Jeszcze nie wiem czy wsiedliśmy, bo czekam na lotnisku w Bangkoku i trochę wyprzedzam rzeczywistość, bo potem nie będzie Internetu).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz