Rano pogoda była ładna. Wyjechaliśmy o 7, ale dostaliśmy od lidera złe namiary na drogę i musieliśmy nadrabiać około 30 kilometrów lokalną, wąziutką i bardzo krętą drogą przez góry. Straciliśmy na tym około godziny. Dodatkowo w czasie jazdy okazało się, że na najkrótszej drodze do Rotoruy był jakiś bardzo poważny wypadek, droga była zamknięta i musieliśmy jechać objazdem. To wszystko, a także pogoda, która w czasie jazdy niestety się popsuła i zaczął padać, a momentami nawet lać deszcz, spowodowało, że do głównej atrakcji dzisiejszego dnia – pól geotermalnych Wai‑O‑Tapu dojechaliśmy po godzinie 14, czyli tuż przed ich zamknięciem.
Całą frajdę zwiedzania pól geotermalnych zepsuł nam padający ciągle deszcz. I tak mieliśmy szczęście, bo akurat w czasie około godzinnego zwiedzania nie padał wcale najmocniej, ot taka mżawka. Zarówno przed samym przyjazdem do Wai-O-tapu, jak i po zwiedzeniu kolorowych jeziorek lało jak z cebra. W ogóle rozpadało się później tak, że do końca dnia nie rozstawaliśmy się z kurtkami przeciwdeszczowymi.
Po drodze w zasadzie nic nie zwiedzaliśmy. Zatrzymaliśmy się jedynie na stacji benzynowej, oraz na chwilę nad Jeziorem Taupo, wzdłuż którego prowadziła nasza dzisiejsza droga. Wtedy mieliśmy jeszcze ładną pogodę. Świeciło słońce i było gorąco. Zrobiliśmy kilka fotek nad jeziorem i ruszyliśmy w dalszą drogę. Dziś podzieliliśmy się prowadzeniem samochodu na pół. Przez pierwszą część dnia jechałem ja, później S. Do miejsca noclegu w miejscowości Rotorua dojechaliśmy około godziny 16. Mieliśmy dwie godziny na rozlokowanie się w pokojach, zakupy w znajdującym się naprzeciwko naszego motelu Countdownie i krótki odpoczynek, bo już o 18 podjechał po nas autobus i pojechaliśmy do Wioski Maorysów - Mitai, czyli lokalnej atrakcji, w której poznawaliśmy życie, historię i kulturę rdzennych mieszkańców Nowej Zelandii. Całość oczywiście zrobiona jest typowo pod turystów. Takich wiosek w okolicy Rotoruy jest co najmniej kilka, ale jeśli się o tym wie i nie nastawia się na nie wiadomo co, to można miło spędzić ponad 2 godziny, przy okazji najadając się do syta, gdyż na końcu wszelkich pokazów serwowana jest pyszna kolacja z deserem. A wcześniej „rdzenni” Maorysi oprowadzają turystów po wiosce, pokazują życie codzienne, oraz przedstawiają w formie spektaklu najciekawsze elementy ze swojej kultury, w tym słynny nowozelandzki taniec Haka. Całość skończyła się o godzinie 21, po czym autokar odwiózł nas do motelu.
Zaraz idziemy spać. Jutro już ostatni pełny dzień ze zwiedzaniem. Ciągle pada…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz