Dzisiaj znów musieliśmy wstać bardzo wcześnie, bo do przejechania było około 600 km. Jadąc do Waipoua Forest oglądaliśmy piękne krajobrazy ze spowitymi poranną mgłą wzgórzami. Gdy dojechaliśmy do Waipoua Forest, w którym rosną najstarsze i największe drzewa w Nowej Zelandii, była godzina 8 rano. Sam przejazd krętą, górzystą drogą przez las zajął nam ponad pół godziny. Potem zatrzymaliśmy się na parkingu przy Tane Mahuta, ogromnym i najstarszym drzewie kauri w Nowej Zelandii, nazywanym Lord of the Forest czyli Pan Lasu. Drzewo to ma ponad 45 m wysokości, prawie 5 m średnicy, koronę szerokości prawie 35 m, ponad 1 200 lat i uchodzi za największy na świecie okaz kauri (soplicy australijskiej) – które jest trzecim co do wysokości gatunkiem drzewa na naszej planecie, po mamutowcu olbrzymim i sekwoi. Spacer do drzewa trwał parę chwil, gdyż rośnie ono zaraz obok głównej drogi. Na obejrzenie reszty największych drzew kauri, które znajdują się w Lesie Waipoua nie mieliśmy już dzisiaj czasu, bo musieliśmy jechać prawie 400 km do zarezerwowanej już Jaskini Waitomo, która słynie ze świecących w niej robaczków, które są podobne do naszych robaczków świętojańskich. Są to poczwarki muchówki Arachnocampa luminosa z rodziny grzybiarkowatych (cokolwiek to znaczy :)). Po drodze okazało się, że w żaden sposób nie zdążymy na zarezerwowaną dla nas godzinę, bo musieliśmy jeszcze po drodze zabrać nowego lidera P., który przyleciał dzisiaj w zastępstwie Ł.. Na szczęście udało się zadzwonić z drogi i przełożyć rezerwację na później.
Jaskinia jak jaskinia. Sama w sobie nie była zachwycająca, natomiast końcowy rejs łódką i oglądanie świecących w ciemnościach robaczków było nieziemskie! W tej części jaskini zabronione jest jakiekolwiek robienie zdjęć, dlatego wszystkie wstawione tu zdjęcia pochodzą z zasobów Internetu.
Po zwiedzeniu jaskini pojechaliśmy jeszcze na chwilę na zakupy, a później jeszcze 70 km do naszego dzisiejszego noclegu, który znajduje się w przepięknie położonym w górach domku, na farmie Timber Trail Farmstay, koło miejscowości Waimiha. Szkoda tylko, że nie możemy podziwiać piękna okolicznych wzgórz, gdyż przyjechaliśmy tutaj już po zmroku, a jutro wyjeżdżamy stąd znów skoro świt, czyli jeszcze wtedy, gdy na dworze będzie ciemno. Za oknem panuje czarna noc i doskonale widać gwiazdy południowego nieba, oczywiście z krzyżem południa!
Jutro będziemy jechać do stolicy Nowej Zelandii – Wellington, skąd udamy się promem na Wyspę Południową.
Bardzo fajne zdjęcia, które bardzo mi się podobają.
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo!
OdpowiedzUsuń