wtorek, 21 marca 2017

Nowa Zelandia - dzień 8

Dzisiejszy dzień był bardzo plażowy. Pierwszym punktem była Plaża w Kaiteriteri. Na niej spędziliśmy ponad dwie godziny opalając się, spacerując po okolicy. Tylko kilka osób zdecydowało się na kąpiel ponieważ woda nie była za ciepła i temperaturą przypominała bardzo Bałtyk latem. Ja oczywiście się kąpałem i to nawet dwa razy. Na koniec pobytu na tej plaży kilka osób chętnych pojechało jeszcze na znajdujący się kilka kilometrów dalej punkt widokowy. Oprócz niego zdecydowaliśmy się także zejść zalesioną ścieżką na plażę Split Apple Rock. Nie wiedzieliśmy co to za plaża. Gdy do niej doszliśmy byliśmy zachwyceni. Przepiękny lazur wody, żółty piasek, grota w skale i bajkowa sceneria przez kilka minut cieszyły nasze oczy. Dłużej nie mogliśmy zostać, bo reszta grupy już na nas czekała aby jechać na kolejne dzisiejsze atrakcje.

Drugim punktem dzisiejszego dnia był punkt widokowy Hawkes Lookout, do którego musieliśmy dojść kilkaset metrów od głównej drogi. Z punktu tego roztacza się przepiękna panorama. Tutaj kręcono między innymi sceny do Władcy Pierścieni.

Po krótkim postoju na punkcie widokowym pojechaliśmy dalej, na kolejną plażę. Była to położona na samym północnym krańcu Wyspy Południowej, na Przylądku Farewell, plaża Wharariki Beach, znajdująca się nieco na północ od zatoki Golden Bay. Do niej również musieliśmy dojść około 2 kilometrów, idąc po drodze przez przepiękne widokowo tereny i mijając co chwila pasące się w trawie owce.

Czasami dobrze jest nie wiedzieć wcześniej gdzie się idzie i nie sprawdzać w Internecie żadnych zdjęć, żeby móc po dojściu do celu zrobić wielkie oczy, stanąć jak wryty, otworzyć usta ze zdumienia, nie móc wypowiedzieć żadnego słowa i po prostu zachwycać się widokami, które pojawiają się przed twoimi oczami. To, co dzisiaj zobaczyłem, było jednym z takich właśnie doświadczeń. I myślę, że nie ostatnim podczas tego wyjazdu.

Zobaczyłem przepiękną plażę Wharariki Beach z wydmami, jeziorkami, skałkami, zaroślami, lasem, fokami, dużymi falami, wiejącym wiatrem, bitwą chmur nadciągających znad gór z błękitem nieba nad morzem. Cieszyłem się jak małe dziecko, które dostało do ręki nową zabawkę. Tą nową zabawką dla mnie była możliwość zobaczenia nowego, cudownego miejsca na Ziemi. Oczywiście wykąpałem się w morzu, pomimo ostrzeżeń o silnych prądach, bawiąc się pośród spienionych, dużych fal. O dziwo woda była tutaj cieplejsza niż rano. Kąpała się obok mnie też mała foczka, która jednak szybko odpłynęła na głębszą wodę, najwyraźniej nie chcąc mieć mnie za towarzysza swojej kąpieli. Po wyjściu z wody prawie natychmiast wyschłem, bo wiał bardzo silny wiatr. Wiatr ten niestety przywiał także znad gór chmury, z których zaczął siąpić deszczyk. Pomimo tego dzisiaj znów mieliśmy szczęście do pogody. Właściwie cały dzień świeciło słońce i było bardzo gorąco. Tylko przez chwilę, właśnie na plaży Wharariki przelotnie popadał lekki deszczyk.

Po powrocie do samochodu została nam już tylko godzinna podróż do Pohara, w której mieliśmy nocleg. Jednak po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze na jeden postój. Po drodze zobaczyliśmy, że obok plaży ugrzązł w piachu samochód i jego właściciele rozpaczliwie próbują wydostać się z niego. Zatrzymaliśmy się, żeby im pomóc. Wspólnie z jeszcze jedną kobietą, która wzięła na hol nieszczęsny samochód, udało nam się, po kilku próbach, wyciągnąć go z piachu.

Dalsza podróż na camping minęła nam już bez żadnych niespodzianej i około 19 byliśmy już na miejscu. Dzisiaj zaszaleliśmy i poszliśmy do znajdującej się po drugiej stronie ulicy restauracji, w której zjedliśmy sobie pysznego hamburgera z frytkami. Jutro dalsza część naszej podróży.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Poleski Park Narodowy - niedziela