wtorek, 28 marca 2017

Nowa Zelandia - dzień 15

I znów pogoda nam dopisała. Przez cały dzień świeciło słońce. Co prawda prawie cały dzień spędziliśmy dziś w samochodzie, bo musieliśmy zdążyć na prom w Picton. Na szczęście udało się go przebukować na godzinę 19.00, bo w żaden sposób nie zdążylibyśmy na ten, który mieliśmy zarezerwowany wcześniej na 13.00.

Nasza dzisiejsza trasa miała około 450 kilometrów. Wyjechaliśmy o 8 rano, więc niby nie powinniśmy mieć problemów ze zdążeniem na 19 i tak też było, ale wcale dużo zapasu nie mieliśmy. A to wszystko przez ciągłe roboty na drodze. Przez całą dzisiejszą drogę, dosłownie co kilka, czasem kilkanaście kilometrów były mijanki i ograniczenia prędkości do 30 km/h. Mimo tego, że trasa była piękna widokowo, to jednak ciągłe zwalniania i przestoje zmęczyły nas mocno. Ostatnie 120 kilometrów siadłem sobie z tyłu i dałem prowadzić S., bo byłem już zmęczony.

A co zobaczyliśmy po drodze? Poza pięknymi widokami na trasie w zasadzie niewiele. Jedyny dłuższy postój mieliśmy nad Jeziorem Rotoiti w Parku Narodowym Nelson Lakes. Zatrzymaliśmy się tam na jakieś pół godziny a ja, korzystając z pięknej pogody oczywiście wykąpałem się w jeziorze, mimo że woda była dosyć zimna. A kilkadziesiąt kilometrów przed Picton, praktycznie na całej długości doliny rzeki Wairau, jechaliśmy wzdłuż dojrzewających w świetle słońca plantacji winorośli. Teraz czekamy na wjazd na opóźniony niestety prom. Czeka nas zachód słońca nad Cieśniną Cooka i nocny dojazd do motelu.

Prom wypłynął z portu już po zmroku, tak więc zachodu słońca nad Cieśniną Cooka nie oglądaliśmy. Do Wellington dopłynęliśmy przed północą i od razu pojechaliśmy do naszego motelu, który znajdował się kilkanaście kilometrów od stolicy. Spania mamy mało, bo jest 1.30, a wyjeżdżamy już o 7.00. Szkoda, bo miejsce jest śliczne. Śpimy w pięknym domku zbudowanym w stylu wiktoriańskim, z widokiem na zatokę morską. Niestety, to wszystko będziemy oglądać tylko nocą...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Poleski Park Narodowy - niedziela