piątek, 26 stycznia 2018

Filipiny - dzień 11












Po bardzo wczesnym śniadaniu wyruszyliśmy w dalszą podróż. Dzisiaj mieliśmy 4 godziny drogi do Sagady - miasta, w którym zaplanowane mieliśmy na dzisiaj zwiedzanie Jaskini Sumaguing i wycieczkę do wiszących trumien. Ponieważ po drodze zatrzymywaliśmy się kilka razy, to do miejsca naszego dzisiejszego noclegu dojechaliśmy dopiero po godzinie 13. Trochę się stresowaliśmy, że nie zdążymy do jaskini, bo ostatnie wejście było o godzinie 16, a chcieliśmy jeszcze zobaczyć wiszące trumny. Po zostawieniu rzeczy w hotelu Coffee Heritage House szybko pojechaliśmy do agencji turystycznej w centrum Sagady kupić bilety i zabrać ze sobą przewodników na dzisiejsze wycieczki. Okazało się, że niepotrzebnie się martwiliśmy, bo przewodnik, który nas oprowadza po jaskini, zostaje również potem z nami na drugą cześć wycieczki.

Pierwszą atrakcję mieliśmy jeszcze przed wejściem do jaskini. Schodząc do niej zauważyliśmy siedzącego sobie na wapiennej ścianie ogromnego pająka, mniej więcej wielkości mojej ręki. Ohyda, ale odważyłem się zrobić mu zdjęcia, choć nie zbliżałem do niego zanadto aparatu, bo gdyby nagle się ruszył, to chyba bym umarł z przerażenia. Jaskinię Sumaging zwiedza się z własnym światłem. Przewodnik miał starą lampę na olej, ale nieco zmodernizowaną, bo z siateczką taką, jak w naszych lampach gazowych typu „Ala”. Przez to dawała ona bardzo jasne, intensywne światło.

Pierwsza część jaskini była sucha. Najpierw przeszliśmy przez największą komorę w jaskini, w której pod sufitem latało mnóstwo nietoperzy. Potem zaczęliśmy schodzić ostro w dół, aż doszliśmy do momentu, w którym przewodnik kazał nam zostawić obuwie. Od tego momentu zaczynała się mokra część jaskini. Po skałach lała się woda, często musieliśmy przechodzić przez zalane części jaskini. Droga cały czas prowadziła w dół, aż w końcu doszliśmy do miejsca, gdzie był niewielki wodospad a woda spadał do podziemnego jeziorka. Okazało się, że w jeziorku można się wykąpać, o czym wcześniej nie wiedzieliśmy. Niewiele się zastanawiając rozebraliśmy się do majtek i wskoczyliśmy do zimnej wody. Nie kąpaliśmy się długo, właśnie ze względu na temperaturę wody, ale i tak mieliśmy dużo frajdy z tej podwodnej kąpieli. A po niej nastąpiła długa wspinaczka do wyjścia z jaskini.

Po zwiedzeniu jaskini pojechaliśmy oglądać wiszące trumny. Po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze na chwilę na punkcie widokowym, żeby zrobić zdjęcia pól ryżowych. Spacer do trumien zajął nam około 15 minut. Najpierw przeszliśmy przez stary cmentarz, po czym stroma ścieżka skierowała nas na skraj wzgórza z pięknym krajobrazem Sagady. Dodatkowo można było tam krzyknąć słowo „echo…”, po czym „echo” mu odpowiada. Stąd wzięła się nazwa doliny - Dolina Echa (Echo Valley). Przewodnik w międzyczasie opowiedział nam historię chowania zmarłych w trumnach zawieszonych na skałach. Ten niecodzienny sposób chowania ludzi po śmierci, był tu praktykowany dawno temu przez ludność Igorot. Trumny ze zmarłymi nie były umieszczane w ziemi, a zamiast tego wieszano je wysoko na skalnych ścianach. Z bloga Łukasza Kędzierskiego pozwoliłem zapożyczyć sobie taką oto ciekawą informację o wiszących trumnach (hanging coffins).

„Lud Igorot zawijał osoby zmarłe w koce, a cały „kokon” był obwiązywany liśćmi ratanu. W taki sposób ciało było przygotowane do transportu w miejsce pochówku. Znajomi i rodzina wspólnymi siłami nieśli ciało pod skały. Wierzono, że fizyczny kontakt ze zmarłym mógł spowodować przeniesienie umiejętności zmarłego na żyjącą osobę. Na miejscu ciało było układane do trumny w pozycji embrionalnej. Uważano, że skoro człowiek przyszedł na świat w takiej pozycji to powinien również go w takim ułożeniu opuścić. Po zamknięciu wieka, przy użyciu drabin i innych konstrukcji, trumna była umieszcza na wcześniej przygotowanym miejscu wysoko na skale. Czasami to były naturalne wnęki, półki skalne, a czasami specjalnie „wbite” metalowe lub drewniane belki. Przy niektórych trumnach możemy zaobserwować małe, drewniane krzesełka. Podobno są to krzesła, na których za życia zasiadali zmarli”.

W drodze powrotnej przewodnik pokazał nam też inne, schowane nico na uboczu szlaku trumny, z których niektóre były pootwierane i widać było leżące w nich czaszki i inne kości.

Po tej wycieczce wróciliśmy do centrum Sagady i poszliśmy na kolację do restauracji „Salt & Pepper”, gdzie czekała na nas już druga część grupy (ta, która nie była w jaskini). Zamówiliśmy jedzenie i kolejną godzinę spędziliśmy na jedzeniu oraz dzieleniu się wrażeniami z dzisiejszego dnia. Po kolacji udaliśmy się już do naszego hotelu na zasłużony odpoczynek przed jutrzejszym dniem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Poleski Park Narodowy - niedziela