sobota, 27 stycznia 2018

Filipiny - dzień 12












Dzisiaj nie musieliśmy wcześnie wstawać. Mogliśmy pospać dłużej bo osoby, które wczoraj nie były w jaskini, pojechały zwiedzać ją dzisiaj o świcie. Tak więc śniadanie zjedliśmy sobie po ósmej, na spokojnie się spakowaliśmy i o 10 ruszyliśmy do Sagady. W mieście spędziliśmy 2 godziny, chodząc od sklepu do sklepu i wydając pieniądze na jedzenie i pamiątki oraz przyglądając się życiu codziennemu jego mieszkańców.

W samo południe wyruszyliśmy do Banaue. Droga powinna nam zająć 2 godziny, ale zajęła nam około 3 godzin, bo mieliśmy szczęście do pięknej pogody i co chwilę zatrzymywaliśmy się na punktach widokowych, aby robić zdjęcia. Po przejechaniu przełęczy skończyliśmy z podziwianiem widoków. Zrobiło się nawet trochę groźne, bo wjechaliśmy na odcinek drogi, na którym co chwilę droga przechodziła przez miejsca dużych osuwisk. W wielu miejscach trwały prace oczyszczające i wzmacniające drogę. W pewnym momencie na drodze przed nami ukazało się całkiem świeże osuwisko, które zajmowało ponad ¾ jezdni. Kierowcom naszych minivanów nie było do śmiechu, ale jakimś sobie znanym sposobem przejechali obok osuwiska i mogliśmy jechać dalej, ale nie sądzę, żeby ta sztuka udała się jadącemu chwilę potem z naprzeciwka autobusowi. Tego już się nie dowiemy. W każdym razie my bezpiecznie dotarliśmy do Banaue.

Pod hostelem, w którym będziemy spać jutro przepakowaliśmy rzeczy i przesiedliśmy się do czegoś w rodzaju mini autobusów, które są tutaj wszędzie bardzo popularnym środkiem transportu. Po kilkunastu kilometrach dojechaliśmy do końca wąskiej i krętej górskiej drogi. Dalej trzeba było już iść pieszo, bo inaczej się po prostu nie dało. Po kilkunastu minutach doszliśmy do miasta Batad, które słynie z przepięknych pól ryżowych. Miejsce to wpisane jest na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Zanim zeszliśmy do naszego hostelu - Ramon Homestay, zrobiliśmy jeszcze kilka fotek na punkcie widokowym na samym szczycie wzgórza. Kilka minut później dotarliśmy do celu i po otrzymaniu kluczy do pokoju nareszcie mogliśmy odpocząć.

Kiedy schodziliśmy na kolację zaczął padać deszcz. Po złożeniu przez nas zamówienia gospodarze zaprosili nas na pokaz obróbki ryżu. Najpierw musieliśmy pomóc w obieraniu przygotowanych do obróbki kłosów ryżu. Ziarna wrzucaliśmy do wielkiej miski. Później całość przesypaliśmy do specjalnego kamiennego naczynia, w którym wielkimi drewnianymi balami młóciliśmy ziarna ryżu. Oczywiście większość pracy wykonywali nasi gospodarze, a my tylko próbowaliśmy jak to się robi. Kolejnym krokiem było przesypanie całej zawartości do specjalnej tacy, z której gospodyni sprawną ręką kilkoma ruchami oddzieliła ziarna od pozostałych resztek kłosów. Ziarno było już gotowe. Jeszcze tylko pozostało przesypać je do specjalnego naczynia i… jutro będziemy jeść samodzielnie przygotowany ryż!

Po tym pokazie gospodarze zabrali się za przygotowywanie naszych posiłków, a chętni w tym czasie poszli na masaż. Po godzinnym relaksie jedzenie smakowało wyśmienicie. A po kolacji przygotowano jeszcze dla nas ognisko, przy którym gospodyni snuła opowieści o historii powstania tutejszych pól ryżowych oraz tradycjach z tym związanych, które przekazywane są tutaj z pokolenia na pokolenie. W końcu przyszła pora na spanie. Deszcz ciągle leje. Mam cichą nadzieję, że podczas jutrzejszego zwiedzania pól ryżowych będzie świeciło słońce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Poleski Park Narodowy - niedziela