środa, 24 stycznia 2018

Filipiny - dzień 9












Dziś kolejny dzień zwiedzania wyspy Bohol i jej atrakcji. Tym razem wszyscy jechaliśmy jednym samochodem. Pierwszą z zaplanowanych atrakcji były, a w zasadzie miały być, kajaki. Gdy dojechaliśmy na miejsce najpierw okazało się, że nie ma właściciela i trzeba jechać trochę dalej. Potem znów trzeba było czekać na właściciela. Gdy się już pojawił powiedział, że godzina kajaków po rzece kosztuje 900 peso filipińskich, czyli ponad 50 złotych. Przy tutejszych cenach ta była monstrualna. W Polsce można wypożyczyć kajak na cały dzień za dużo mniej i to na dwie osoby. Mimo prób targowania, gość nie chciał zejść z ceny ani trochę. W związku z tym podziękowaliśmy mu i poszliśmy z powrotem do samochodu. Tyle było dzisiaj kajaków…

Pojechaliśmy więc na wodospadu Kawasan. Nasza liderka nie miała informacji czego można się po nim spodziewać, bo poprzednia grupa tutaj nie była. Na miejscu okazało się, że trafiliśmy do raju! Gdy zeszliśmy schodkami w dół nad wodospad znaleźliśmy się nagle w innym świecie. Przepięknie położony w małej dolince wodospad wyglądał cudownie. W dodatku świeciło słońce, a pod wodospadem można było się kąpać. No i byliśmy tam prawie cały czas sami. Nic więc dziwnego, że spędziliśmy tam około dwóch godzin. Nie przeszkodziła nam nawet kilkuminutowa ulewa, która przeszła nad nami. Zresztą zaraz i tak wyszło z powrotem słońce.

Gdy już nacieszyliśmy się wodospadem ruszyliśmy dalej. Kolejnym punktem na naszej dzisiejszej drodze były ponownie czekoladowe wzgórza, ale tym razem w innym miejscu wyspy. Widoki znów były bardzo ładne. Tym razem oprócz „gołych” stożkowatych pagórków widać też było w oddali morze i wyspę Cebu. Platforma widokowa znajdowała się na szczycie Sagbayan, gdzie spędziliśmy również około dwóch godzin, bo znajdowała się tu także restauracja, w której zjedliśmy lunch. Ja wybrałem sobie tym razem zupę grzybową i nie był to wybór najlepszy. Dostałem ogromny sagan zupy, co najmniej na 4 osoby. Wszystko byłoby dobrze, gdyby zupa była dobra, ale niestety ani nie przypominała grzybowej, ani nie była dobra. Grzyba nie było w niej żadnego, bo aromat był z proszku. Przypominała bardziej rosół z kapustą. Dobrze, że wcześniej kupiłem sobie w barze bardzo smaczny placek ryżowy i słodką bułkę, dzięki temu i tak byłem najedzony.

Z czekoladowych wzgórz udaliśmy się do ostatniej atrakcji dzisiejszego dnia. Wczoraj podziwialiśmy ją od dołu, ze statku na rzece Loboc, a dzisiaj sami mieliśmy jej wypróbować. Atrakcją tą był Zipline, czyli ponad 500 metrowa tyrolka, rozwieszona kilkadziesiąt metrów nad korytem rzeki, pomiędzy dwoma wzgórzami. Trasę pokonuje się w pozycji leżącej brzuchem w dół, na specjalnej macie, do której podczepia się liny zabezpieczające. Przejazd trwa około 30 sekund, ale wrażenie jest niesamowite. Wrócić można tak samo, drugą tyrolką położoną nieco niżej niż pierwsza, lub specjalnym wagonikiem. Wszyscy z naszej grupy oczywiście wybrali tą pierwszą opcję! Warto dodać, że atrakcja ta kosztowała nas 400 peso, czyli około 25 złotych od osoby. W porównaniu do ceny zaproponowanej nam rano za kajaki, ani przez moment nie zastanawialiśmy się czy mamy z niej skorzystać.

Jeszcze nie zdążyliśmy ochłonąć po wrażeniach z „przelotu” nad rzeką Loboc, a już siedzieliśmy z powrotem w samochodzie, bo zrobiło się późno i trzeba było wracać do hostelu. Dojechaliśmy na miejsce dokładnie o godzinie 18. Do końca dnia już nigdzie nie wychodziłem. Spakowałem się dokładnie, bo jutro skoro świt opuszczamy już wyspy Panglao i Bohol i lecimy z powrotem na Luzon, by tam eksplorować kolejną wyspę. Mamy nadzieję, że dolecimy bez problemów, bo od kilku dni daje o sobie znać wulkan Mayon, na południowym-wschodzie wyspy Luzon i istnieje niebezpieczeństwo, że wybuchnie, a to mogłoby spowodować wstrzymanie ruchu samolotów nad Filipinami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Puszcza Kozienicka i Kozienice