czwartek, 18 stycznia 2018

Filipiny - dzień 3












Po wyjściu z lotniska taksówkami dojechaliśmy pod nasz hostel Nest Nano Suites. Jest całkiem przyjemny, pokoje dwuosobowe z klimatyzacją. Jest też mała część kuchenna. Zanim jednak poszliśmy spać wybraliśmy się jeszcze na miasto, żeby coś zjeść. Spacer nie trwał zbyt długo. Poszliśmy główną ulicą obok hostelu, na której pootwierane były głównie nocne kluby go go i gabinety masażu. Zjedliśmy coś na szybko we wszechobecnych w Azji sklepach sieci Seven Eleven i wróciliśmy z powrotem. W końcu jest już po 4 rano, a o 915 mamy już jechać na lotnisko. A jeszcze trzeba wcześniej zjeść śniadanie, które na szczęście mamy dzisiaj w cenie noclegu.

Po śniadaniu pojechaliśmy na lotnisko. Było na nim mnóstwo ludzi. W związku z tym odprawa i nadanie bagaży zajęło nam wyjątkowo dużo czasu. Za to po przejściu bramek nie musieliśmy już długo czekać. Niestety kolejny raz nasz wylot się opóźnił. Tym razem o 40 minut, z niewiadomych powodów. Na szczęście byłem tak zmęczony, że prawie całą drogę przespałem. Poza tym lot trwał dzisiaj tylko nieco ponad godzinę, po której wylądowaliśmy w mieście Tagbilaran, na wyspie Bohol. Z lotniska pojechaliśmy na malutką wysepkę Panglao, położoną tuż obok południowo-zachodnich brzegów wyspy Bohol i połączoną z nią drogą lądową. To tutaj, w hostelu Citadel Alona Inn, spędzimy najbliższe 3 noce.

Zaraz po rozlokowaniu się w pokojach poszliśmy na miasto coś zjeść. Ja wziąłem sobie dzisiaj wołowinę z ryżem, do którego dodano też małą sałatkę i dwie krewetki w cieście (czyli prościej - ryż teriyaki z wołowiną). Po obiedzie zrobiło się już ciemno, ale i tak poszliśmy na miejscową plażę Alona Beach. Jest bardzo ładna, choć na pewno jeszcze lepiej prezentuje się w promieniach słońca. Znajdują się na niej palmy, liczne bary i restauracje, sklepy z pamiątkami oraz gabinety masażu pod gołym niebem. Zrobiliśmy sobie spacer po plaży, po czym usiedliśmy w jednym z barów na piwo i drinki. Ja oczywiście nie byłbym sobą, gdybym nie wykąpał się w morzu, co zrobiły ze mną jeszcze dwie inne osoby z naszej grupy. Na koniec dnia kilka osób (w tym także i ja) zafundowaliśmy sobie godzinny masaż na plaży. Po kilku dniach siedzenia w samolotach masaż był wspaniałym relaksem dla ciała, po którym udałem się do hostelu, żeby wreszcie troszkę dłużej pospać. Część naszej grupy została jeszcze jakiś czas na mieście.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Puszcza Kozienicka i Kozienice