sobota, 20 stycznia 2018

Filipiny - dzień 5












Co z tego, że się dobrze posmarowałem i to trzy razy, jak słońce daje tutaj tak mocno, że nic nie pomaga. Dzień nie mógł się dla nas lepiej rozpocząć. Po dojściu na plażę, tuż po 6 rano, oczom naszym ukazał się przepiękny wschód słońca. Po zrobieniu zdjęć wsiedliśmy na łódkę i rozpoczęliśmy naszą dzisiejszą wycieczkę.

Pierwszym naszym celem była wysepka Balicasag. Na niej przesiedliśmy się na malutkie łódki, którymi dopłynęliśmy do miejsca, w którym oglądaliśmy żółwie pływające w morzu. Po żółwiach przyszedł czas na podpłynięcie do brzegu rafy koralowej i podziwianie różnokolorowych rybek pływających sobie leniwie na rafie. Gdy już nam się znudziło wróciliśmy na wyspę i część ekipy kupiła sobie jedzenie. Ja poszedłem przejść się po koralowej plaży i znalazłem kilkanaście bardzo ładnych muszelek.

Na koniec popłynęliśmy na wyspę Virgin, a właściwie na skrawek wynurzonej, piaszczystej plaży, na którym poustawiane były kramy z owocami morza, pamiątkami i zwykłymi owocami. Dookoła wysepki znajdowała się płyciutka laguna, po której można było sobie pochodzić lub w której można było sobie poleżeć. W niektórych miejscach laguny rosły też malutkie drzewa namorzynowe. Potem wróciliśmy już na „naszą” wyspę i poszliśmy jeszcze na chwilę na plażę. Kąpaliśmy się w morzu, opalaliśmy, a ja i B. poszliśmy później na masaż. Po nim wróciłem do pokoju. Trochę się zdrzemnąłem i około 19 poszliśmy na kolację. Tym razem nie trafiłem najlepiej z wyborem dania. Dostałem grillowaną małą rybę, 4 małe krewetki, malutkiego szaszłyka i ryż. Choć było to nawet smaczne, to nie najadłem się zbytnio.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Poleski Park Narodowy - niedziela