Cały dzisiejszy dzień spędziliśmy na zwiedzaniu Kapadocji. Już o 3.30 rano musieliśmy się obudzić, żeby wyruszyć na lot balonem. O 4 siedzieliśmy już w busikach, które zawiozły nas najpierw pod biuro organizujące loty balonem, gdzie musieliśmy podpisać zgodę na lot, a później już na samo miejsce startu – rozległy płaskowyż, gdzie mieliśmy przyglądać się na przygotowania balonów do wylotu. Codziennie nad Kapadocją lata ponad 100 balonów i jest to niesamowity widok, gdyż wszystkie wyruszają w górę mniej więcej w tym samym czasie. Niestety dzisiaj nie mieliśmy okazji tego spektaklu zobaczyć, gdyż wiał zbyt silny wiatr i żaden balon nie dostał pozwolenia na wylot… Na szczęście mamy jeszcze jutro drugie podejście i jest szansa, że jednak się uda. Zobaczymy. Bądźmy dobrej myśli, bo szkoda by było tutaj być i nie polecieć balonem. No ale w zasadzie nic od nas nie zależy, wszystko jest w rękach pogody. I tak mamy więcej szczęścia niż grupa, która realizowała inną wycieczkę z Itaką i była tutaj tylko przez 1 dzień.
Pozostało nam więc tylko porobienie zdjęć, budzącej się do życia w kolejnym dniu o świcie Kapadocji. Wróciliśmy do hotelu akurat na śniadanie a chwilę po nim siedzieliśmy już w autokarze, przygotowani do dzisiejszego zwiedzania. Wszystkie dzisiejsze atrakcje położone były w niewielkiej odległości od siebie, stąd przejazdy autokarem między kolejnymi punktami programu były co najwyżej kilkunastominutowe.
Kapadocja jest bez wątpienia jednym z najbardziej niesamowitych, różnorodnych i pięknych regionów Turcji. Stanowi też, obok Stambułu czy Pamukkale, jeden z głównych, turystycznych wabików na turystów z całego świata. Bo chyba nie ma osoby, która na swojej podróżniczej liście nie wpisałaby lotu balonem nad Kapadocją? Ta bajkowa kraina nazywana jest największym skarbem Turcji. Temu, kto miał okazję zobaczyć jej labirynty, skalne miasta i kościoły, trudno będzie wskazać piękniejsze miejsce w tym rejonie świata. Naturalny cud natury, z akcentem rzeźb autorstwa ludzkiej dłoni. Leżąca w środkowej Turcji Kapadocja to wisienka na podróżniczym torcie, której smak uwiedzie nawet najbardziej zasłużonych wędrowców. Fascynujący krajobraz Kapadocji tworzą niezliczone doliny, wąwozy, kominy skalne, wygasłe wulkany oraz domostwa wyżłobione w wulkanicznym tufie. Ich geneza sięga początków średniowiecza, kiedy przybyli tu wcześniej chrześcijanie szybko odkryli sprzyjające właściwości terenu i rozpoczęli rzeźbienie w lekkiej skale osadowej swoich siedlisk oraz kościołów. W okresie tym kraina Kapadocji uchodziła za jeden z ważniejszych ośrodków chrześcijaństwa. To właśnie tu zrodziła się także idea życia klasztornego. Mnisi drążyli w tufie przez kolejny tysiąc lat, osiągając coraz to większą specjalizację w budowie świątyń oraz wykonywaniu malowideł ściennych. Na przestrzeni wieków część najstarszych fresków została zniszczona, przede wszystkim przez sektę ikonoklastów. Wiele z najwspanialszych dzieł zachowało się jednak do dziś. Możemy je podziwiać w podziemnych świątyniach kapadockich dolin.
Oddalone od głównych szlaków doliny stały się także chrześcijańskim schronieniem przed natężającymi się najazdami Rzymian. Obawa przed atakiem rodziła w mnichach potrzebę budowy coraz to głębszych podziemnych miast, w których wieść mogli swoje religijne życie. W niespokojnych czasach podziemne skalne miasta leżały nawet 50 metrów pod ziemią, a w skład ich wyposażenia wchodziły nie tylko schrony oraz pomieszczenia sypialniane, ale także magazyny z żywnością, młyny, stajnie, studnie oraz winiarnie. Za sprawą systemu szybów wentylacyjnych pod ziemię docierało świeże powietrze. Dotychczas odkryto ponad 35 podziemnych miast Kapadocji, wśród których najpopularniejsze to Kaymakli i Derinkuyu. W swojej wielokondygnacyjnej strukturze mogły one pomieścić nawet kilkanaście tysięcy mieszkańców. Podziemne miasta Kapadocji oddziałują na wyobraźnie równie mocno, jak jej zadziwiający skalny krajobraz na powierzchni. W zależności od pory dnia, promienie słoneczne malują skały wieloma różnymi odcieniami, począwszy od szarości, przez biel, beż i złoto. Wymyślne kształty konstrukcji skalnych zrodziły się w wyniku wielowiekowej współpracy wiatru oraz deszczu. Popiół, błoto oraz lawa, osadzone tysiące lat temu przez aktywne wulkany, zostały wypłukane. Pozostały twarde skały w postaci kominów i kolumn.
Niewątpliwą atrakcją pobytu w Kapadocji może stać się także samo nocowanie w jednym z tutejszych hoteli, pod warunkiem, że zdecydujemy się na taki, którego pokoje mieszczą się w autentycznych kapadockich jaskiniach.
Pierwszym punktem naszego dzisiejszego zwiedzania była Dolina Wyobraźni. Jak sama nazwa wskazuje, to prawdziwy raj dla marzycieli. Obserwując tufowe twory możemy wyobrażać sobie dosłownie wszystko! Najpopularniejszą atrakcją Doliny Wyobraźni jest jej słynny wielbłąd.
Spod Doliny Wyobraźni udaliśmy się do Doliny Zelve. Skansen Zelve to niesamowite miejsce, stanowiące ciekawą alternatywę dla wspaniałego, ale strasznie zatłoczonego skansenu w Göreme. Podczas gdy w tym ostatnim ciężko jest w spokoju podziwiać skalne kościoły, do Zelve zaglądają jedynie nieliczne grupy turystów. Dzięki temu można tam powoli wędrować trzema dolinami, i zaglądać do wnętrza kościółków, obejrzeć dawną winiarnię i młyn. Co więcej, Zelve, podobnie jak Göreme, jest chronione przez UNESCO jako Miejsce Światowego Dziedzictwa. Kompleks monastyczny w Zelve położony jest na zboczu wzgórza Aktepe, w odległości zaledwie 10 km od Göreme. Co prawda zdobienia skalnych kościołów nie są tak bogate jak w Göreme, ale wspaniałe położenie i aura tajemniczości sprawiają, że wędrówka dolinami Zelve jest niezapomnianym przeżyciem.
Zelve, obecnie niezamieszkane przez ludzi, było dawniej ważną osadą oraz ośrodkiem religijnym. Chrześcijanie zaczęli osadzać się tu podczas najazdów perskich i arabskich. Okres największego rozwoju Zelve przypadał pomiędzy IX i XIII wiekiem n.e. To właśnie w Zelve powstały pierwsze seminaria duchowne, kształcące kapłanów na terenie Kapadocji. Przez wiele wieków chrześcijanie i muzułmanie zamieszkiwali Zelve w harmonii i spokoju. W 1924 roku chrześcijanie opuścili Kapadocję na mocy postanowień Traktatu Lozańskiego oraz grecko-tureckiej umowy o wymianie ludności. Pozostali mieszkańcy zmuszeni zostali do opuszczenia swoich domostw w 1952 roku. Przenieśli się wówczas do osady Yeni Zelve (czyli Nowe Zelve), oddalonej o 2 km od dawnego miasta. Powodem ich przesiedlenia była postępująca erozja dolin, zagrażająca ich bezpieczeństwu. W 1967 roku Zelve zostało oficjalnie przekształcone w muzeum na otwartym powietrzu. Niestety erozja w Zelve postępuje, więc część wykutych w skale pomieszczeń oraz tunel łączący dwie z dolin nie są obecnie udostępniane zwiedzającym. Jednym z najciekawszych skalnych kościołów w Zelve jest Kościół z Rybami i Winogronami, położony w pierwszej dolinie. We wnętrzu znajduje się fresk, od którego pochodzi nazwa kościoła. Drugi z kościołów to Kościół Świętego Krzyża, w drugiej dolinie. Został on ozdobiony rzeźbionymi i malowanymi krzyżami. Natomiast w trzeciej dolinie uwagę przyciąga Kościół z Kolumnami. Znajduje się on w najgorszym stanie, ponieważ zawalił się wskutek erozji. W trzeciej dolinie znajdował się niegdyś centralny plac Zelve. Nad nim wypatrzyć można wykute w skałach pomieszczenia, w których niegdyś działał klasztor. Naprzeciwko położony jest niewielki meczet, częściowo wykuty w skale.
Kolejnym punktem zwiedzania była Dolina Mnichów. Przyjęło się, że skalne ostańce wyglądają tutaj jak gigantyczni mnisi, stąd nazwa doliny. Formacje skalne powstały w wyniku erozji zróżnicowanej – część dolna zbudowana jest z miękkiego materiału, bardziej podatnego na działanie wody i wiatru, natomiast górna część tworząca charakterystyczną czapkę jest skałą odporniejszą, twardszą.
Po drodze do kolejnej doliny zatrzymaliśmy się w miasteczku Avanos, gdzie przeszliśmy drewnianym mostem nad najdłuższą rzeką w Turcji – Rzeką Czerwoną, o długości ponad 1300 km oraz wymieniliśmy pieniądze i kupiliśmy sobie lody.
Chyba najbardziej znaną i najliczniej odwiedzaną doliną w Kapadocji jest Dolina Göreme, która była kolejną doliną na naszej dzisiejszej liście. Göreme z języka perskiego oznaczało: Nie do zdobycia. Rzeczywiście w tym miejscu ukrywali się chrześcijanie. W latach 310 – 320 cesarz Konstantyn pozwolił na tym terenie osiedlać się chrześcijanom. W spektakularnie wyrzeźbionych przez erozję skałach znajduje się około 350 wydrążonych kościołów, klasztorów i kapliczek. Pierwsze kościoły powstawały już w IV wieku, jednak większość datuje się na drugą połowę IX wieku. Ze względu, że rezerwat ten jest swego rodzaju „instytucją” i obejmuje swoim zasięgiem miejsce, gzie oprócz formacji skalnych znajduje się największe zagęszczenie wydrążonych kościołów, kaplic, domostw i gołębników, miejsce to wpisano na listę światowego dziedzictwa UNESCO. W środku chodzi się wyznaczonymi ścieżkami, w poszczególnych świątyniach widać gdzieniegdzie zachowane freski, jednak nie wolno robić zdjęć. Godne wyróżnienia są: Kościół św. Bazylego, Kościół Jabłka, Kościół św. Barbary, Kościół Węża, Kościół Ciemny i Kościół Sandałowy. Sporo malowanych postaci ma wydrapane twarze. To efekt swoistej „cenzury” skrajnych muzułmanów z czasów sułtanatu, ale także wiary niektórych prymitywnych chrześcijan w to, że wydrapane i zabrane stąd oczy będą czynić cuda...
W końcu przyszedł czas na lunch, który nasza grupa jadła tuż przy kolejnej dolinie – Dolinie Gołębi. Wzięła ona swoją nazwę od gołębników wydrążonych w tufie. Gołębie są tutaj bardzo cenione, ponieważ ich odchody połączone z tufem dają bardzo dobry nawóz wykorzystywany w kapadockich winnicach.
Po lunchu pojechaliśmy na chwilę na pocztę, żeby wymienić pieniądze, bo w kolejnych dniach, szczególnie we wschodniej Turcji, może z tym być ciężko oraz na punkt widokowy w miasteczku Uchisar. Po zrobieniu zdjęć pozostał nam już ostatni punkt dzisiejszego „autokarowego” zwiedzania – wizyta w warsztacie ceramiki, gdzie obejrzeliśmy krótki pokaz tradycyjnego tworzenia ceramiki i mogliśmy kupić sobie w sklepie tutejsze wyroby.
Po powrocie do hotelu mieliśmy około godziny czasu, którą wykorzystaliśmy na zjedzenie zakupionego jeszcze w Antalyi arbuza oraz kąpiel w basenie. Po kolacji czekała na nas jeszcze jedna dzisiejsza atrakcja – „Noc turecka”. Pokazy tańców i tradycji tureckich odbywały się w bardzo ładnej restauracji zlokalizowanej w sąsiednim miasteczku i zbudowanej w tufowej jaskini. Oglądaliśmy między innymi pokaz ceremonii tureckich zaręczyn, był również taniec brzucha oraz występował tutejszy derwisz, choć z tańcem derwisza miał raczej niewiele wspólnego – nazwaliśmy go „człowiekiem żarówką”, gdyż w pewnym momencie cały jego strój oświetliły ledowe żarówki.
Dzisiaj znów się nie wyśpimy. Do hotelu wróciliśmy tuż przed północą, a już o 4 rano wyjeżdżamy po raz drugi na lot balonem. Może tym razem się uda!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz