Jak napisałem już wczoraj skoro świt ruszyliśmy na wycieczkę nad jezioro Van i wyspę Akdamar (Ahtamar). Wyspa położona jest około 45 km od miasteczka Van. Ma niecały kilometr powierzchni. Oddalona jest od brzegu o około 4 km. Sama wysepka jest skalista, posiada karłowatą roślinność. Najwyższy punkt wyspy to położone na zachodniej stronie wzniesienie. Wyrasta 80 metrów nad lustro wody jeziora.
Podobno nazwa wyspy pochodzi od pewnej księżniczki ormiańskiej imieniem Tamar, która zakochała się w zwykłym chłopaku mieszkającym na brzegu Jeziora Van. Każdej nocy mężczyzna podpływał do wyspy wiedziony światłem, które dawała mu dziewczyna. Ojciec księżniczki naturalnie dowiedział się o uczuciu łączącym młodych. Podczas jednej z kolejnych nocy chłopak znów płynął za dawanym przez ukochaną światłem. Niespodziewanie światełko zniknęło. Ojciec je zgasił. Biedny chłopak nie wiedział jak płynąć. Ciało zostało pochłonięte przez wody Jeziora Van. Jeśli schodząc na dno natrafi się na zwłoki z wyrytym napisem „Och, Tamar” zniekształcone na „Achdamar”, będzie to znaczyć miejsce, gdzie zakochany młodzieniec spoczął na stałe. Legenda stała się przyczynkiem do napisania jednego ze słynniejszych poematów ormiańskich pióra Hovhannesa Tumanyana.
Głównym obiektem na Wyspie Akdamar jest Kościół świętego Krzyża, będący w latach 1116‑1895 rezydencją jednego z katolikosów ormiańskich. Pierwsze wzmianki o budowli pochodzą z X wieku. Wówczas wyspa stała się jedną z rezydencji króla Gagika z Vaspukaran. Kościół miał posiadać funkcję użytkową dla dworu królewskiego. Potem urósł do rangi jednego z najważniejszych obiektów dla ormiańskiej społeczności dzisiejszej wschodniej Anatolii. Wszystko skończyło się w 1915 roku. Na fali prześladowań Ormian przez rządzących ówczesną Turcją Osmańską członków Triumwiratu dokonano masakry mnichów, zaś świątynia została doszczętnie zniszczona. Nikt, aż do lat 50-tych XX wieku nie interesował się kościołem. Kiedy pisarz Yasar Kemal odwiedził to miejsce prawie 40 lat po zniszczeniu, był tak zszokowany rozmiarem bestialstwa, iż zrobił wszystko, aby obiekt dalej nie niszczał. Aż do 2005 roku kościół był pod ochroną, lecz żadnych prac renowacyjnych nie prowadzono. Dopiero na początku XXI wieku dokonano gruntownej renowacji całego obiektu.
W czasie wolnym, po zrobieniu zdjęć kościoła oraz znajdującym się tu żółwiom i królikom, poszedłem na malutką plażę i oczywiście wykąpałem się w krystalicznie czystym jeziorze. Po powrocie do autokaru czekała nas dzisiaj długa jazda do Mardinu. Mieliśmy do przejechania około 500 km. Po drodze zatrzymywaliśmy się dwa razy. Pierwszy postój był gdzieś w górach. Był to postój na lunch. Postanowiliśmy tym razem wziąć sobie jakieś danie z grilla. Padło na jagnięcinę i szaszłyki. Gdy dania wylądowały na stole trochę się zdziwiliśmy, bo porcje były ogromne i nie było szans na ich zjedzenie w całości. Poprosiliśmy więc, żeby zapakowali nam resztę dania na wynos. Drugi postój był krótki, tylko na toaletę, w miejscowości o nazwie Batman. W końcu, po długiej i męczącej drodze (temperatura dzisiaj osiągała 42 stopnie w cieniu) wjechaliśmy na tereny dawnej Mezopotamii i dojechaliśmy do miejscowości Mardin, w której mieliśmy dzisiejszy nocleg. Zanim jednak udaliśmy się do hotelu, czekało nas jeszcze zwiedzanie miasta.
Mardin jest żelaznym punktem na turystycznej trasie po południowo-wschodniej Turcji. Słynie ze swojej historycznej części, zbudowanej z kamienia oraz twierdzy górującej nad miastem. Historia miasta jest typową historią dla Mezopotamii – miejsce zamieszkane jest od bardzo dawnych czasów (mniej więcej 4000 r. p.n.e.). W ciągu czasów starożytnych wiele kultur przewinęło się przez miasto, często zmieniające przynależność do różnych mocarstw. Przewinęli się tutaj i Hetyci i Asyryjczycy i królestwo Urartu. Byli też Macedończycy i Aleksander Wielki, a potem jeden z jego wodzów – Seleukos. W II w. p.n.e. tereny Mardin weszły w skład królestwa Urfy, wraz z którym w III w. n.e. dostały się pod panowanie Imperium Rzymskiego. Następcą Rzymu było Bizancjum, aż do roku 640, kiedy to nadeszła fala islamu i kalifowie z Damaszku.
Na początku XII w. rozpoczęły się rządy dynastii Artukidów, w mocy których pozostawał Mardin przez kolejne trzy wieki. To właśnie po Artukidach pozostało w mieście bardzo dużo zabytków: meczetów, medres, łaźni i karawanserajów. Miasto obroniło się potem przed najazdem Timura Chromego, pomimo iż zdobył on większość terenów Azji Środkowej i posiadał na owe czasy jedną z najpotężniejszych armii na świecie. Ale szybko miasto zdobyli władcy z dynastii Kara Kojunlu, którzy równie szybko przegrali kolejną walkę o Mardin z plemionami Ak Kojunlu, które odbudowały miasto po burzliwych czasach walk. Na początku XVI w. nadeszło Imperium Osmańskie, aczkolwiek pomimo wieków islamizacji, wciąż istniały w Mardin i istnieją do dziś kościoły różnych odłamów chrześcijaństwa, które koegzystują z meczetami. Choć nie powstawały już nowe, to stare przetrwały cały okres islamu – większość z nich wybudowano jeszcze przed erą islamizacji.
Przez zawieruchę I wojny światowej i późniejsze walki o wyzwolenie Turcji, Mardin przeszło bez większych ofiar, choć każda z armii miała ochotę na zdobycie twierdzy na szczycie wzgórza. Zadecydowała twarda postawa mieszkańców przeciwko obcym armiom. Z Mardin związane było także życie Kemala Mustafy Ataturka, który właśnie tutaj otrzymał tytuł „paszy”, generała armii tureckiej. Dziś Mardin jest szybko rosnącym miastem, z obecną populacją dochodzącą do 90 tysięcy mieszkańców.
Zwiedzanie atrakcji historycznych Mardin odbywa się poprzez spacer wzdłuż głównej ulicy starej części miasta – Cumhuriyet Cadessi. Wszystkie ważne miejsca znajdują się w jej okolicy, oczywiście poza twierdzą na szczycie wzgórza. Po wspólnym zwiedzaniu mieliśmy czas wolny, który wykorzystaliśmy na wypicie tureckiej kawy w jednej z miejscowych restauracji, zlokalizowanej na dachu budynku.
Po dojechaniu do dosyć nowoczesnego hotelu rozpakowaliśmy się i poszliśmy się kąpać do pięknego basenu. Już podczas naszej kąpieli zaczął dość mocno wiać wiatr. Po kąpieli w basenie poszliśmy na kolację. Gdy szliśmy spać na dworze była taka wichura, że w hotelowym basenie robiły się fale!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz