sobota, 21 lipca 2018

Kazachstan i Uzbekistan - dzień 4















Obudziłem się przed siódmą. Pociąg dojeżdżał akurat do stacji o nazwie Чу. To oznaczało, że mamy godzinę opóźnienia, chyba że w tym regionie jest inna strefa czasowa. Nie poszedłem już spać, bo za oknami pociągu, daleko na horyzoncie, zaczął się zarysowywać kształt gór, które z każdą minutą przybliżały się do nas. Oczywiście to nasz pociąg zbliżał się do potężnego łańcucha gór Tien-Szan, które z każdą minutą stawały się coraz wyraźniejsze. Do samych gór nie dojechaliśmy. Będziemy przez nie przejeżdżać innego dnia.

Dzisiaj naszym celem było miasto Szymkent, do którego dojechaliśmy z półgodzinnym opóźnieniem, po czym wsiedliśmy do… nieklimatyzowanego autokaru, który został przerobiony ze zwykłego miejskiego autobusu i mieliśmy nim do przejechania… ponad 250 km do miasta Turkistan. Temperatura na zewnątrz wynosiła dziś… +42 stopnie. Ale to jeszcze nie koniec, bo po zwiedzeniu Mauzoleum Ahmeda Chodży Jesewii i zjedzeniu tamże obiadu, czekała nas…. powrotna droga do Szymkentu plus jeszcze około 100 km do granicy z Uzbekistanem. Dobrze, że chociaż okna w autobusie były otwarte (a w zasadzie po prostu części z nich w nim nie było), a kierowca jechał z otwartymi drzwiami, dzięki czemu był przewiew i dało się jakoś wytrzymać!

Wracając do mauzoleum. Było ono wzniesione w latach 1389–1405 z rozkazu Timura dla sufickego mistyka i poety Ahmeda Chodży Jesewi. Budowla została wzniesiona w miejscu dawnej cytadeli na północno-wschodnim krańcu miasta. Ogromny gmach o wysokości 38,7 metrów, zorientowany na osi północny zachód – południowy wschód, wzniesiono na planie prostokąta o wymiarach 45,8 na 62,7 metrów. Innowacyjna architektura mauzoleum posłużyła za model dla późniejszych budowli wzniesionych w Samarkandzie. W 2003 roku mauzoleum zostało wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Zwiedzanie obiektu zajęło nam około godziny, skąd udaliśmy się na obiad do pobliskiej restauracji. Dostaliśmy dziś zupę przypominającą rosół, która była bardzo dobra oraz tradycyjne kazachskie danie – pilaw, czyli ryż z kawałkami mięsa (chyba baraniny) i sosem z dodatkiem warzyw. Obiad był naprawdę smaczny.

Przy dzisiejszym opóźnionym pociągu i takich odległościach, jakie mieliśmy dzisiaj do pokonania, nie trudno się domyślić, że pod granicę kazachsko-uzbecką dojechaliśmy dopiero krótko przed północą. Wyszliśmy z autokaru i granicę przechodziliśmy pieszo. Trochę uratował nas fakt, że w Uzbekistanie musieliśmy cofnąć czas o godzinę, więc po przebyciu wszystkich formalności na granicy, która wyglądała jak oblężona twierdza z zasiekami, zrobiła się ponownie godzina 23 z minutami. Zaraz za granicą czekał na nas już nowy autokar, który tym razem okazał się luksusowy, w porównaniu z poprzednim. Był nowy i miał klimatyzację, choć kierowca chyba nie za bardzo wiedział jak jej używać, bo zanim przejechaliśmy 20 kilometrów, które dzieliły nas od stolicy Uzbekistanu – Taszkientu, zdążył chyba ze trzy razy nas wyziębić do 17 stopni, po czym podgrzać do 31 stopni i z powrotem wyziębić…

Ponieważ jutro znów rano jedziemy pociągiem (choć tym razem będzie to tylko krótki i widokowy przejazd przez góry), to przed zameldowaniem się w hotelu podjechaliśmy jeszcze do kantoru, żeby wymienić pieniądze. Niestety okazało się, że po wymienieniu pieniędzy przez kilka osób… zabrakło już w kantorze sensownych banknotów… Wystarczy że napiszę iż za jeden banknot studolarowy otrzymuje się po wymianie około… 770 tysięcy tutejszych sumów. Jedna z naszych koleżanek dostała je w nominałach po 1 000 sum, czyli otrzymała 770 banknotów! Wyglądało to naprawdę komicznie i większość z nas zrezygnowała z wymiany pieniędzy w dniu dzisiejszym. Jest szansa, że jutro otrzymamy nominały o wartości 50 000 sum. Będzie ich wtedy już tylko kilkanaście, a nie kilkaset!

W hotelu zameldowaliśmy się po godzinie pierwszej w nocy, tak więc w zasadzie kończę pisać relację z dzisiejszego dnia już w sobotę. Zostały mi więc jakieś dwie godziny snu :).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Poleski Park Narodowy - niedziela