sobota, 16 listopada 2024

Peru, Boliwia, Chile - Dzień 10 - Podróż do Machu Picchu Peublo










Całą noc bolała mnie głowa i źle się czułem. Dorwała mnie choroba wysokościowa, pomimo że od początku wyjazdu piję codziennie herbatę z liśćmi koki, która pomaga zaaklimatyzować się na dużych wysokościach. Dodatkowo w Kanionie Colca całą naszą grupę pogryzły muszki i ślady po pogryzieniach mają wszyscy, a są one bardzo swędzące. Mamy nadzieję, że to tylko muszki i że nie dorwały nas w jakimś hotelu pluskwy, bo cały czas pojawiają nam się nowe ślady. Na szczęście gdy wstałem, to czułem się już trochę lepiej. Po śniadaniu, którego niewiele zjadłem, wyruszyliśmy na dwudniową wycieczkę do Machu Picchu. Z małymi plecakami poszliśmy pieszo przez miasto do biura Inka Trail, które organizuje naszą wycieczkę. Miasto jest bardzo ładne, ale zwiedzać będziemy go dopiero po powrocie z Machu Picchu.

Pierwszą część drogi jechaliśmy busem i pokrywała się ona w większej części z naszą wczorajszą wycieczką. Nowa trasa zaczęła się dopiero, gdy zjechaliśmy w dolinę rzeki Urubamba, do miejscowości o tej samej nazwie. Kilkanaście kilometrów dalej znajduje się miejscowość Ollantaytambo, z której rozpoczęliśmy drugą część naszej dzisiejszej podróży. Tutaj dowiózł nas busik i mieliśmy trochę czasu, żeby przejść się po tutejszych straganach z pamiątkami. W międzyczasie prawie wszyscy otrzymali na komórkę alert o tym, że w najbliższym czasie ma mocno padać deszcz. Prawie wszyscy, bo ja nie dostałem... W każdym razie mamy nadzieję, że jutro pogoda pozwoli nam bez przeszkód podziwiać jeden z 7 nowych cudów świata (a właściwie 8, bo już po ich wybraniu, do listy nowych cudów dodano jeszcze, niejako "z urzędu", egipskie piramidy w Gizie).

Drugą część trasy pokonaliśmy pociągiem „MachuPicchu Train”. Aż do samej miejscowości Aguas Calientes (albo jak kto woli Machu Picchu Pueblo) jechaliśmy malowniczą doliną rzeki Urubamba. Niepostrzeżenie, w ciągu zaledwie kilkunastu minut jazdy pociągiem, krajobraz za oknami zmienił się z pustynnego na typowy dla klimatu równikowego. Zaczęła pojawiać się gęsta roślinność, na drzewach widać było rosnące epifity, a po wyjściu z pociągu poczuliśmy się jak w tropikach. Było parno i wilgotno.

Po krótkim pobycie w hotelowym pokoju wyszliśmy na obiad, do poleconej nam przez obsługę hotelu restauracji Pueblo Viejo. Jedzenie było naprawdę pyszne i bardzo ładnie podane. Po obiedzie mieliśmy iść od razu do gorących źródeł Aguas Calientes, ale w międzyczasie mocno się rozpadało i postanowiliśmy przeczekać deszcz w restauracji.

Po kilkunastu minutach doczekaliśmy się w końcu momentu, kiedy deszcz przestał padać i poszliśmy w końcu do gorących źródeł, które okazały się wcale nie takie gorące, ale za to położone w przepięknej scenerii. Po kąpieli wróciłem z Ulą wcześniej do hotelu, ale po drodze zaczepiła mnie miła Peruwianka i namówiła mnie na inkaski masaż. Ponieważ Ula nie była zainteresowana masażem, to wróciliśmy razem do hotelu, a potem, już sam, wróciłem do miłej Peruwianki i za 20 dolarów miałem godzinny masaż całego ciała. Po powrocie do hotelu poszliśmy spać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wrocław i Łódź