Dzisiaj w nocy miałem lekki kryzys związany z wysokością, na jakiej nocowaliśmy (około 4500 m n.p.m.). Musiałem wstać w nocy i wziąć tabletkę od bólu głowy i chwilę posiedzieć w pozycji pionowej. Na szczęście szybko mi przeszło i kiedy wstałem dolegliwości już mi przeszły. Trzeci dzień zwiedzania Salar de Uyuni rozpoczęliśmy śniadaniem już o 5.00 rano. Akurat gdy wyjeżdżaliśmy z hostelu, trafiliśmy na ładny wschód słońca. Pierwszy przystanek mieliśmy po niecałej godzinie jazdy. Zatrzymaliśmy się przy gejzerach i fumarolach na polu geotermalnym o nazwie Sol de Mañana, które znajduje się na wysokości ponad 4900 m n.p.m. Pola te są jednymi z najwyżej położonych ekshalacji wulkanicznych na świecie. Ich powierzchnia przypomina wyglądem miejsce z zupełnie innej planety. Występujące tutaj liczne zagłębienia w ziemi wypełnione są gorącą i bulgocącą przez cały czas mazią. Wydobywa się z nich również przy okazji bardzo dużo trujących gazów (głównie siarkowodoru, dwutlenku węgla i chlorowodoru), nadających charakterystyczny zapach temu miejscu. Grunt jest tu miękki i niepewny, zaś rozmieszczone czasem tabliczki z ostrzeżeniami „Chodzenie grozi śmiercią” nadają temu miejscu trochę przerażający charakter.
Największa aktywność solfatarów przypada na moment wyrównywania się temperatur. Ma to miejsce zazwyczaj podczas wschodu Słońca, co znajduje również odzwierciedlenie w ich nazwie: Sol de Mañana oznacza bowiem Słońce Poranka. Już z daleka, gdy dojeżdżaliśmy do tego miejsca, widać było unoszącą się na wysokość kilkudziesięciu metrów parę wodną. Podobno nie zawsze ją widać i zależy to od warunków atmosferycznych. My, jak zazwyczaj na tej wycieczce, mieliśmy szczęście i mogliśmy to zjawisko dzisiaj zaobserwować. Po dojechaniu na miejsce i wyjściu z samochodów pierwszą rzeczą, która nas „uderzyła”, był wszechobecny zapach siarkowodoru.
Kilkanaście minut później kontynuowaliśmy przygodę z energią geotermalną ziemi, ponieważ zatrzymaliśmy się przy basenach geotermalnych koło Laguny Chalviri. Znajdujące się pod gołym niebem i utworzone przez wulkaniczną aktywność sąsiadującego z nimi wulkanu Polques baseny, tworzą niezwykłą scenerię. W przyjemnie ciepłej wodzie oraz przy spacerujących obok nas flamingach spędziliśmy miło kolejne pół godziny.
Kolejny, tym razem krótki przystanek na zrobienie zdjęć, mieliśmy przy części Salar de Uyuni nazwanej Pustynią Dali’ego. Nazywa się ona tak z powodu swojego podobieństwa do prac tego słynnego malarza surrealisty. Ten fragment pustyni jest rzeczywiście surrealistyczny.
Ostatnim przystankiem w Boliwii była Zielona Laguna, przy której ponownie mogliśmy oglądać flamingi na tle wulkanicznej scenerii. Tutaj zrobiliśmy sobie również ostatnie grupowe zdjęcie w Boliwii. Tym razem było to zdjęcie na tle Zielonej Laguny, wulkanów Juriques i Licancabur oraz z boliwijską flagą.
Kilka minut później byliśmy już na granicy Boliwii z Chile. Po sprawnym przekroczeniu boliwijskiej części pożegnaliśmy się już z naszymi kierowcami i przesiedliśmy się do busa chilijskiego. Po kolejnych kilku minutach byliśmy już przy chilijskim posterunku. Tutaj obawialiśmy się, że będziemy czekać dużo dłużej, ponieważ strażnicy dokładnie kontrolowali bagaże wszystkich podróżnych. Gdy nadeszła nasza kolej, miły pan pogranicznik zaczął z nami rozmawiać i powiedział, że jutro jego córka kończy 8 lat i poprosił nas, żebyśmy całą grupą złożyli jej urodzinowe życzenia. Nie wypadało nam odmówić, a pan nagrał nasze życzenia na swoją komórkę, podziękował nam bardzo i, jak łatwo się domyślić, szybko wpuścił nas do Chile. Tym sposobem wjechaliśmy do trzeciego już na tej wycieczce kraju.
Zaskakująco szybko znaleźliśmy się w San Pedro de Atacama, a to dlatego, że całe 40 km od granicy do tego miasta droga prowadziła cały czas ostro w dół. W niecałą godzinę pokonaliśmy prawie 2,5 km różnicy wysokości. Po dojechaniu do naszego hostelu mieliśmy tylko godzinę przerwy na zjedzenie dostarczonych nam lunch boxów, bo już o 14.30 wyjeżdżaliśmy na kilkugodzinne zwiedzanie Salar de Atacama. Choć obszar Salar de Atacama nie należy ściśle do właściwej Pustyni Atacama, to warto przy tej okazji napisać parę słów o niej samej. Pustynia Atacama jest najsuchszym miejscem na naszej planecie. Na niektórych jej obszarach przez 450 lat nie odnotowano ani kropli deszczu! Szczególnej warte uwagi są dwie piaszczysto-solne doliny – Dolina Księżycowa (Valle de la Luna) i Dolina Śmierci (Valle de la Muerte). Zaobserwować tu można ciekawe formacje geologiczne, kształtowane wiekami przez erozję wietrzną, a także ogromne piaszczyste wydmy. Obie doliny znajdują się blisko San Pedro de Atacama i są najpopularniejszym celem kilkugodzinnych wycieczek z tego miasta. Na terenie Atacamy znajdziemy ponadto wspaniałe wysokogórskie laguny Chaxa, Miscanti i Miñiques, które położone są na terenie Rezerwatu Flamingów oraz gejzery Tatio. Jednak tych cudów przyrody już nie mieliśmy czasu oglądać podczas naszej wycieczki.
Tym razem po pustyni podróżowaliśmy małym autokarem. W czasie kilkugodzinnej wycieczki zobaczyliśmy kilka ciekawych miejsc na tej solnej pustyni. Najpierw, podczas krótkiego spaceru po Księżycowej Dolinie, mieliśmy okazję podziwiać widoki rozpościerające się z pasma Gór Solnych. Przeszliśmy również kawałek po gorącym, czarnym piasku. Później zatrzymaliśmy się na chwilę na kolejne już dzisiaj grupowe zdjęcie. Trzecim punktem była stara kopalnia soli, w której mogliśmy przez chwilę posłuchać, jak pracują solne skały, pod wpływem procesu insolacji. A na koniec dzisiejszej wycieczki zatrzymaliśmy się na sesję zdjęciową, na punkcie widokowym na Góry Solne, Dolinę Księżycową oraz znajdujący się poniżej nich płaskowyż z okolicznymi miejscowościami.
Po powrocie do hostelu poszliśmy na spacer po mieście, podczas którego kupiliśmy sobie pyszne lody, kilka pamiątek oraz przeszliśmy się uliczkami uroczego San Pedro de Atacama, przypominającego nieco miasteczka z dawnego dzikiego zachodu. Po powrocie ze spaceru zjedliśmy w hostelowej restauracji kolację, po czym poszliśmy spać, ponieważ jutro znów wstajemy przed świtem, żeby zdążyć na samolot do Santiago.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz