niedziela, 29 czerwca 2025

Grecja – dzień 2 – Zwiedzanie Karpathos 1










Obudziliśmy się około godziny 10:00. Pośniadaniu pojechaliśmy na chwilę do domu Moniki, żeby zabrać część jej rzeczy oraz dogadać się z kupcem jej domu. Po powrocie spakowaliśmy rzeczy na plażę i pojechaliśmy w kierunku północnej części wyspy. Pierwszym naszym przystankiem było miasteczko Lefkos, a właściwie znajdujące się tutaj plaże. Jest ich w okolicy miasta kilka. Te, które zamknięte są w małych zatoczkach, prawie w ogóle były bez fal. My jednak wybraliśmy długą, szeroką i piaszczystą plażę na północnym krańcu miasteczka, oczywiście po to, żeby znów szaleć na falach. A te były chyba dzisiaj jeszcze większe niż wczoraj. Zabawa znów była wspaniała. Dodatkowo poszedłem sobie jeszcze z Moniką na znajdujące się w pobliżu skałki. Na plaży spędziliśmy około 2 godzin.

Kiedy zrobiliśmy się już trochę głodni, to ruszyliśmy dalej, w kierunku Olympos. Jest to jedno z najbardziej charakterystycznych miasteczek na Karpathos, leżące na północy wyspy. Znane jest z tradycyjnej architektury, wąskich uliczek i lokalnych warsztatów rzemieślniczych. Warto pospacerować po jej uliczkach oraz spróbować lokalnych specjałów w jednej z restauracji, co oczywiście od razu po przyjeździe zrobiliśmy.

Po jedzeniu poszliśmy na spacer wąskimi i krętymi uliczkami miasta. Podziwialiśmy ślicznie pomalowane i ozdobione domki, liczne kościółki i kapliczki oraz piękne widoki na Morze Egejskie. Jednymi z najbardziej charakterystycznych elementów krajobrazu tego miasteczka są również wiatraki. Znajdują się one głównie na grzbietach wzgórz otaczających Olympos, na ich zachodnich zboczach, gdzie występują silne wiatry znad Morza Egejskiego. Większość z nich została zbudowana na stromych klifach i wzniesieniach, co umożliwiało efektywne wykorzystanie siły wiatru do mielenia zboża. W przeszłości istniało tutaj kilkanaście wiatraków, z których do dziś zachowało się tylko kilka. Niektóre z nich zostały odrestaurowane i przekształcone w muzea na świeżym powietrzu lub tawerny, podczas gdy inne pozostają w stanie ruiny.

Wracając do samochodu zatrzymaliśmy się jeszcze w kilku sklepach z lokalnymi pamiątkami. Nie obyło się oczywiście bez zakupów. Mamy magnesy, oliwę z tutejszych oliwek, dywanik, obrazek z wiatrakami i deskę do krojenia. Powrót do domu, bardzo krętymi i stromymi drogami, zajął nam prawie półtorej godziny, mimo, że dzieliło nas od niego tylko około 50 kilometrów. Po powrocie mieliśmy siłę już tylko na zjedzenie arbuza i wzięcie prysznica. Dzisiaj wszyscy się mocno spiekliśmy. Jesteśmy czerwoni jak raki. Na razie jeszcze nic nie czujemy, ale nie wiemy jak będzie jutro rano. Zobaczymy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Rajd Palmiry 2025